„Polynesia” to nowa gra od wydawnictwa Stork Games, którą możecie już znaleźć w sklepach. Ja miałam przyjemność już w nią grać i na pewno zostanie tytułem, do którego będziemy często wracać. Standardowo pierwszą partię przegrałam, ale nie było tak źle, bo tylko jednym punktem! Wprawdzie przy pierwszej rozgrywce spaliłam trzech członków plemienia, ale starałam się jak mogłam. Nieprzemyślane decyzje mają swoje konsekwencje. Przy kolejnych było już tylko lepiej. Zapraszam!
Gra przeznaczona jest dla osób od 14 roku życia i dla 2 do 4 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjnie od 60 do 75 minut.
„Polynesia” jest grą wydaną w języku angielskim, ale kupując ją w wersji od Stork Games, w komplecie otrzymujemy wydrukowaną, kolorową instrukcję w języku polskim. Oprócz tego dostaniemy także spolszczone karty pływów oraz pomoce dla graczy.
ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE
Zacznę od tego, że „Polynesia” ma mnóstwo elementów! Duża plansza (mapa), planszetki gracza, karty pływów, woreczek, żetony, statki, ludziki i surowce są naprawdę świetnej jakości. Plansza jest bardzo solidna, podobnie jak planszetki graczy, a kolorowe drewniane elementy wykonano z niezwykłą starannością. „Polynesia” już na wstępnie urzekła mnie swoimi kolorami, bo jestem fanką różu, turkusu, fioletu i szarości – ta gra ma po prostu moje kolory! Jeżeli chodzi o wykonanie to naprawdę nie mam żadnych zastrzeżeń. Wszystko zapakowano w osobne woreczki, pudełko również jest solidne i na pewno dobrze będzie przechowywać grę. Jedyne co mogę zaznaczyć to surowce są bardzo małe i trzeba uważać, aby przypadkiem nie zabłądziły gdzieś pod łóżkiem, bo nam się kilka razy zdarzyło, na szczęście nikt nie ucierpiał.
Mapa jest dwustronna – z jednej strony znajdziemy plansze przeznaczoną do rozgrywki dla 2 graczy, na drugiej dla 3 oraz 4. Możemy zaopatrzyć się także w dodatkową mapę już dla bardziej ogranych zawodników, na której pływy są bardziej skomplikowane i utrudnione.
O CO W TEJ GRZE CHODZI?
„Polynesia” jest grą abstrakcyjną, która rozgrywa się około 30 000 lat temu. Ludzie zaczęli migrować na wschód i osiedlać się na wyspach Pacyfiku, a żeglarze musieli bazować jedynie na swojej spostrzegawczości i znajomości absolutnie wszystkiego co mogli spotkać na głębokich wodach. Począwszy od koloru wody, a skończywszy na obserwacji ryb.
Mieszkańcy nie mieli wyjścia i musieli uciekać przed powoli budzącym się do życia wulkanem, który od jakiegoś czasu począł wysyłać ostrzegawcze sygnały. Wypluwał z siebie groźnie wyglądające kłęby chmur, które złowrogo unosiły się nad kraterem, a coraz częstsze wstrząsy przyśpieszyły decyzję mieszkańców o ucieczce.
Naszym zadaniem jest poprowadzenie Plemienia przez nieznane wody Pacyfiku w poszukiwaniu bezpiecznego domu, jak najdalej od śmiercionośnego wulkanu, którego erupcja wisi na włosku. Będziemy musieli wytyczyć nowe szlaki morskie do nieodkrytych dotąd wysp, handlować z innymi Plemionami oraz ochronić wszystkich członków plemienia, aby nie dosięgnął ich nieokiełznany żywioł.
Nowy start zawsze jest trudny, a gracz, który najlepiej sprosta temu trudnemu zadaniu, zostanie okrzyknięty Pierwszym wśród wodzów polinezyjskich Plemion.
PODSUMOWANIE
„Polynesia” to na pierwszy rzut oka wydaje się skomplikowana przez mnogość elementów, ale to tylko mylne wrażenie. Gra jest bardzo prosta i przyjemna, do grania w rodzinnym gronie. Prosta, bo zasady nie są skomplikowane, jednak trzeba tutaj sporo myśleć. Ja przy pierwszej rozgrywce oczywiście nie pomyślałam, żeby zabrać moich członków plemienia z wyspy, z której nie miałam już możliwości ucieczki i dzięki temu marnie skończyli. Przy kolejnych już miałam inny pogląd na swoje działania i starałam się lepiej zarządzać swoimi ludźmi. Gra może zakończyć się na różnych etapach, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy wulkan wybuchnie i pochłonie wszystko na swojej drodze, również naszych ludzi. Dlatego starannie musimy zaplanować swoje ruchy wcześniej, aby później nie było wielkiego rozczarowania i dramatów. Grając w „Polynesię” nie mieliśmy większego problemu z gromadzeniem ryb i muszli, szło nam to w miarę płynnie. Szybko też umieszczaliśmy swoich ludzi na mapie, jednak tylko jeden z graczy najwyraźniej myślał bardziej i uniknął zwęglenia (raz, czy dwa :D).
W „Polyniesię” grało mi się naprawdę bardzo lekko i przyjemnie. Spokojna rozgrywka do spółki z mężem wywołała u nas bardzo pozytywne odczucia. Na początku trzeba ułożyć sobie jakąś strategię, ale jak wiadomo, nie zawsze wszystko idzie tak jak tego chcemy. Jednak dobrze jest się zastanowić w jakiej kolejności będziemy zamieszczać członków naszego plemienia na mapie i szybko ochronić ich przed wybuchem wulkanu. Prawidłowe rozmieszczenie szlaków, także jest szalenie ważne, bo wystarczy jedna mała pomyłka i nasz człowiek nie popłynie już dalej i zostanie na lądzie, który niedługo zostanie zniszczony.