Author

Nolijka

Browsing

Cześć! Tym razem mam dla Was moją opinię na temat gry od Kukuryku i jest nią „Zakręcone robale”. O tej grze słyszałam mnóstwo dobrego, ale czekałam na odpowiedni moment, aby pokazać ją mojej córce. Gra przeznaczona jest wprawdzie dla dzieci od 5 roku życia, ale 4 latki bez problemu powinny sobie z nią poradzić. Zapraszam!

* Na zdjęciach przedstawiam autentyczną (pierwszą) rozgrywkę z czterolatką. Wiem, że niektóre tafelki są źle ułożone i poprzesuwały się przypadkiem, nie zauważyłam ich, ale była to nasza testowa rozgrywka :)

„Zakręcone robale” są grą przeznaczoną dla dzieci od 5 roku życia i dla 2-4 graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

W pudełku znajdziemy aż 96 tafelków z zakręconymi robalami, instrukcję oraz notes do zapisywania wyników. Tutaj opis będzie krótki, bo absolutnie nie ma o czym pisać :D Wszystkie tafelki są bardzo dobrze wykonane, ilustracje kolorowe i przejrzyste, a notes wystarczy nam na mnóstwo rozgrywek.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Naszym głównym zadaniem jest układanie jak najdłuższych robali, za które otrzymujemy punkty. Im dłuższy robak tym lepiej, ale najkrótszy musi składać się co najmniej z głowy i z ogona. Zwycięzcą jest gracz, który zdobędzie największą ilość punktów. Brzmi prosto? I takie jest! Ale najeży układać nasze tafelki tak, aby pasowały do siebie kolorystycznie i czuwać, aby każdy dołożony tafelek pasował do tych otaczających go.

PODSUMOWANIE

Gra jest świetna! Idealnie sprawdziła się dla mojej córki w wieku 4 lat i 4 miesięcy. Jest to bardzo przyjemna, prosta i lekka gra, w którą gra się szybko i dynamicznie. Oczywiście musimy się zastanowić gdzie ułożyć nasz tafelek z kawałkiem robala, ale nie trwało to u nas szczególnie długo (4 latki nie słyną z ogromnych pokładów cierpliwości :D). Dlatego też nasza pierwsza robaczkowa układanka wygląda jak wygląda. Zabawa była świetna i podobało jej się także układanie „słodkich malutkich robaczków” składających się tylko z głowy i ogona. Uważam, że 4 latki spokojnie sobie z nią poradzą, bo nie ma w niej nic skomplikowanego, należy tylko pamiętać o prostych zasadach i ewentualnie czasem podpowiedzieć dziecku, jeżeli będzie chciało ułożyć tafelek w niedozwolonym miejscu. Robale są kolorowe i naprawdę zakręcone, a plansza która powstaje z rundy na rundy, nieustannie się u nas rozrastała. Nam grało się w nią świetnie i będę polecać ją każdemu :) Rodzice również się przy niej nie znudzą, bo pewnie będziemy szukać taktycznych ruchów, aby stworzyć jak najdłuższego robala :D

Cześć! Dzisiaj chciałabym pokazać Wam grę dla najmłodszych dzieci od wydawnictwa Alexander i jest nią „Złap robala”. Prościutka, przyjemna gra, w której naszym zadaniem jest nakarmić głodne pisklęta. Zapraszam!

„Złap robala” jest grą przeznaczoną dla dzieci od 4 roku życia i dla 2 do 4 graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Zawsze zwracam uwagę na wykonanie gier, szczególnie tych dla dzieci, ponieważ takie gry najczęściej (całkiem przypadkiem) mogą się zniszczyć. I w grze „Złap robala” nie mam się absolutnie do czego przyczepić. Plansza (trawnik) jest gruba i solidna, kostki również wykonano z fajnego materiału. Podobnie gniazda naszych głodomorów i same robale. Robale są jednak dosyć „wiotkie” i podczas wkładania je w podstawki lepiej, aby zrobił to dorosły. Robaczki są również z grubszej tektury, ale są długie i wąskie przez co naprawdę przypadkiem można je uszkodzić podczas montowania. Wszystkie elementy są kolorowe i charakterystyczne dla wydawnictwa Alexander.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Naszym zadaniem jest nakarmienie bardzo głodnych piskląt, które potrzebują naszej pomocy. Musimy wcielić się w rolę ptasiej mamy i zaspokoić głód maluchów. Aby brzuchy były pełne, pisklęta muszą zjeść trzy robale – żółtego, czerwonego oraz niebieskiego. To będzie naszym głównym zadaniem.

Aby nakarmić pisklęta, będziemy musieli rzucać naszymi kostkami tak, aby wpadały trzy części robaka w danym kolorze: ogon, tułów oraz głowa. Jeżeli nam się to uda, zabieramy robaka i wkładamy go do gniazda. Dodatkowo nasze kostki muszą znaleźć się w obrębie tarczy trawnika, a każdemu z graczy przysługują także dodatkowe rzuty tak zwane „poprawki”.

Możemy zbierać także różnokolorowe robale i kiedy zdobędziemy takie trzy, wtedy możemy wymienić go na robaka w brakującym nam jednolitym kolorze.

Wygrywa zawodnik, który jako pierwszy zbierze trzy jednokolorowe robale.

PODSUMOWANIE

Gra „Złap robala” jest bardzo fajną grą, która świetnie sprawdzi się już dla dzieci od 4 roku życia. Moja córka, która jest właśnie w tym wieku, nie miała najmniejszej trudności z tą grą i bardzo jej się spodobała. Ona ma szczęście do kostek i przy większości rzutów od razu trafiała w jednokolorowe robaki, przez co gra skończyła się bardzo szybko i nawet nie zdążyła zebrać żadnych wielokolorowych robaków. Dodatkowym elementem, który wprowadziła, było karmienie pisklaków w gnieździe. Każdy dostał swojego robala do dzióbka :D Dziecięca wyobraźnia nie zna granic :) Lubię gry, w których znajdują się dodatkowe elementy urozmaicające rozgrywkę, w tym przypadku są to kolorowe robaki. Moim zdaniem takie dodatki bardzo przyciągają dzieci do zabawy, bo nie są to tylko zwykłe pionki i plansza. Gra może być także świetną zabawą nawet dla młodszych dzieci, które poznają kolory, choć w tej grze nie ma ich wiele, ale można się przy tym dobrze bawić.

Cześć! Dzisiaj chciałabym Wam pokazać szybką i bardzo przyjemną grę, jaką jest „Kot Simona. Latający obiad” od MDR. Tego kociaka kojarzą chyba wszyscy, a ilustracje są świetne. Jesteście ciekawi o czym jest ta gra? Zapraszam! :)

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 5 roku życia i dla 2-8 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć około 10 minut.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Gra „Latający obiad”, w której główną rolę gra kot Simona, spodobała mi się od razu. Niewielkich rozmiarów pudełeczko jest bardzo zgrabne, a w środku znajdziemy 60 w bardzo dobrej jakości oraz instrukcję. Ilustracje są urocze, a fani kota Simona będą naprawdę zadowoleni.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

„Kot Simona. Latający obiad” jest bardzo prostą i przyjemną grą już dla najmłodszych. Nawet moja 4 latka świetnie sobie z nią poradziła, bo bardzo lubi motyw znajdywania takich samych elementów.

Kot Simona jest bardzo głodnym kotem, jak to koty mają w zwyczaju. Na stanie mamy dwa takie głodomory i naprawdę ciągle im mało! Dlatego musimy pomóc kocurowi upolować jego obiad.

Na środku stołu układamy wszystkie karty niebieską stroną ku górze Gracz odsłania jedną kartę z ptakami i kładzie ją obok. Naszym zadaniem jest znalezienie takiego samego ptaka na karcie z ptakami, jaki znajduje się na karcie z kotem Simona. Jeżeli żaden z graczy nie zauważy latającego obiadu, odsłaniamy kolejną kartę i jeżeli jest to koniecznie to jeszcze jedną. Wtedy możemy zgarnąć więcej punktów z wielu kart jednocześnie.

W grze znajduje się także karta specjalna „Kot Simona”, a gracz który krzyknie to hasło jako pierwszy, zdobywa wszystkie wyłożone karty z ptakami.

Zwycięzcą zostaje gracz, który zbierze jak najwięcej kart.

PODSUMOWANIE

„Kot Simona. Latający obiad” to króciutka i przyjemna gra, idealna dla dzieci, które szybko się nudzą, a ta zgrabna gra jest dynamiczna i wymaga dużej spostrzegawczości i refleksu, bo kto pierwszy ten lepszy! Jednocześnie musimy się także skupić, bo ptaki na kartach są różnej wielkości i w różnych pozycjach przez co łatwo możemy przegapić prawidłowego ptaka.

Gra jest naprawdę bardzo ładna i świetnie sprawdzi się do szybkich partyjek i jako przerywnik pomiędzy większymi tytułami dla dorosłych. Osobiście bardzo lubię takie gry, które wymagają od nas refleksu i spostrzegawczości, bo wtedy walka jest bardzo zacięta, zazwyczaj kiedy grają nieco starsi zawodnicy i za wszelką cenę chcą wygrać :D Z córką gramy na spokojnie, ale i tak zazwyczaj pierwsza znajduje ptaki dla kota Simona. Jak już wspominałam wcześniej, utrudnieniem są tutaj różnie pozycje i rozmiary ptaków, ale z kolei ułatwieniem jest to, że jest ich niewiele na karcie, w porównaniu do innych gier tego typu. Karty są moim zdaniem odpowiedniej wielkości – nie za duże, nie za małe, a plusem gry jest także mały rozmiar, do jednego pudełka spokojnie zmieszczą się nawet dwie talie gier z serii z kotem Simona.

„Latający obiad” polecam szczególnie dzieciom, które szybko się nudzą i lubią szybkie oraz dynamiczne rozgrywki, w których ciągle się coś dzieje. Do tego okraszone świetnymi ilustracjami ze znanym kotem sprawdzą się idealnie.

Bardzo się cieszę, że „Kot Simona. Latający obiad” trafił w nasze ręce i bardzo dziękuję wydawnictwu MDR za taką możliwość. Do testów mam jeszcze dwie gry z tej serii – wyczekujcie recenzji :D

Hej! Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją świetnej gry imprezowej, którą jest „Bazgroll” od Foxgames. Gra jest banalnie prosta, a zasad nauczy się każdy w 3 minuty. Gwarantuję Wam świetną zabawę i mnóstwo śmiechu!

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 8 roku życia i dla 3-6 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjnie 20 minut. Dla zabawy można grać też w 2 osoby, wtedy po prostu trzeba pominąć kwestię punktacji.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Gra jest wykonana bardzo, naprawdę bardzo porządnie. Wielkie kostki są świetne i trwałe, pisaki również szybko się nie wypiszą (uwierzcie, przerobiłam ich już mnóstwo :D), a karty do wypisywania haseł zrobione są z grubej tektury (kartonu, zawsze mam problem z tym jak to nazwać, ale na pewno wiecie o co chodzi :D). W pudełku znajdziemy wielkie kolorowe kostki, suchościeralne pisaki, karty do pisania haseł, dwustronne karty z hasłami oraz klepsydrę.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Jeżeli lubicie kalambury i świetną zabawę, ta gra będzie zdecydowanie strzałem w 10! Bazgroll jest banalnie prosty i po pierwszym przeczytaniu instrukcji, nie będziecie w nią więcej zaglądać, a tłumaczenie zasad innym osobom zajmie Wam kilka chwil.

Każdy z graczy otrzymuje kartę z hasłem i wszyscy jednocześnie rysujemy nasze podpowiedzi na kostkach. Mamy na to ograniczony czas, który odmierza klepsydra. Następnie rzucamy naszymi kośćmi i nie możemy ich obracać, dotykać i przesuwać – możemy tylko obserwować je z każdej strony. Pierwsza osoba, która napisze na swojej karcie wszystkie hasła mówi STOP i odlicza do 10. Na koniec sprawdzacie odpowiedzi i przyznajecie punkty.

Trzeba pamiętać o tym, że nam także powinno zależeć na tym, aby inni gracze odgadnęli nasze hasło, dostajemy za to dodatkowe punkty!

PODSUMOWANIE

Bazgroll to jedna z moich ulubionych gier imprezowych. Jak widzicie na zdjęciach, moje rysunki zdecydowanie nie należą do wybitnych, ale staram się jak mogę. Hasła, mimo tego że w większości są proste i w teorii wiemy jak to narysować, w praktyce wygląda to zupełnie inaczej :D. Podczas grania z przyjaciółmi płakaliśmy ze śmiechu. Odpowiedzi były czasem tak komiczne i niewiarygodne, że naprawdę nie mogłam wytrzymać ze śmiechu :D Każdy tak naprawdę widział co chciał na danej kostce i prawdziwe odpowiedzi nie stały nawet obok tych zapisanych na naszych kartach. Rysowanie w stresie także dodaje wielu emocji, bo musimy wyrobić się przed czasem i jakoś te nasze bazgroły ogarnąć, aby także zdobyć punkt. Bazgroll jest naprawdę świetną grą, polecam ją każdemu do zabawy w większym gronie! Sprawdza się wtedy świetnie.

Cześć! Dzisiaj chciałabym Wam pokazać grę, która absolutnie mnie urzekła. Nie tylko samą tematyką, ale także wykonaniem i świetnymi ilustracjami. Już sam opis z tyłu pudełka bardzo zachęcił do szybkiego przetestowania tej gry. Zapraszam!

Stwory z obory” od Muduko jest grą przeznaczoną dla osób od 13 roku życia oraz dla 2-5 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjne 30 minut.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

W pudełku znajdziemy mnóstwo żetonów, karty i inne niezbędne elementy potrzebne do rozgrywki. „Stwory z obory” wykonane są bardzo dobrze, żetony są grube podobnie jak i karty. Szybko się nie zniszczą, a włożenie ich w odpowiednie folie na pewno da im życie wieczne. Żetony są małe i trzeba uważać, żeby przypadkiem się nie zgubiły. Ja już jeden znalazłam pod łóżkiem :D

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Naszą wspaniałą wieś, w której wiedziemy spokojny i żywot mlekiem i miodem płynącym, znowu nękają krwiożercze bestie. Nieustraszeni zabójcy potworów już dawno zwinęli interes i słuch o nich zaginął, a my możemy wykorzystać tę szansę, aby nasze imię noszono na ustach przez wieki. Zatem widły w dłoń i do boju! Pora poskromić potwory maści wszelakiej i pokazać wieśniakom, kto jest tutaj prawdziwym bohaterem.

Trzeba jednak pamiętać o tym, aby nie przemęczać się za bardzo, od czasu do czasu przebrać się za potwora i nastraszyć raz jedną, raz drugą wioskę. Ku chwale, oczywiście! W ten sposób nie spadnie nam włos z głowy, a sława urośnie.

Ale nie wszystko jest tak piękne, jakby się mogło wydawać. Interes zwęszyli także inni, dlatego musimy na nich bacznie uważać. Będą nam przeszkadzać, podkładać świnie i utrudniać jak tylko się da.

Celem naszej gry jest zdobycie 7 punktów sławy, a dokonamy tego pokonując potwory lub tworząc zlecenia. Do dyspozycji będziemy mieli przeróżne bronie, narzędzia, eliksiry oraz inne wspomagacze.

PODSUMOWANIE

„Stwory z obory” są dla mnie grą, która bardzo przypomina mi mojego ukochanego Munchkina, ale uproszczonego. I jest to dobre! Dlaczego? Ponieważ kiedy chcemy zagrać w coś na szybko lub przychodzą znajomi i nie mamy zbyt wiele czasu, aby tłumaczyć wszystkie zawiłości i zagadki Munchkina, wyciągamy właśnie „Stwory z obory” i delektujemy się wrednymi zagrywkami i cieszymy ze zwycięstwa.

Pisałam to już wielokrotnie, ale uwielbiam gry, w których możemy przeciwnikowi wbić nóż w plecy i jeszcze się z tego cieszyć. Wszystkie łupy są wtedy nasze, a sakwa zaczyna niebezpiecznie ciążyć. Złośliwe zagrywki, podkładanie świń, oszukiwanie – to wszystko po to, aby zdobyć sławę i tytuł Króla Pogromców Potworów! Czyż to nie brzmi wspaniale? Dla mnie tak :D Fajne jest to, że kiedy nasza postać zginie, możemy grać dalej, jednak zaczynamy z pustym kontem, ale cały nasz ekwipunek zostaje, więc możemy walczyć dalej. Dlatego musimy uważać, aby nie dać przeciwnikowi absolutnie żadnej satysfakcji! :D

Cześć! Dzisiaj chciałabym pokazać Wam przepięknie wydaną grę od wydawnictwa IUVI. Na „Minerały” mogłabym patrzeć i patrzeć, a podczas grania nigdy nie jest mi tego patrzenia dość! Poza pięknym wyglądem, gra naprawdę przypadła nam do gustu i rozegraliśmy z mężem już sporo partyjek.

„Minerały” dedykowane są dla graczy od 8 roku życia i dla 2-5 osób. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjnie od 30 do 45 minut.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Co tu dużo pisać – gra jest przepiękna! Jestem nią zachwycona i zakochałam się w jej elementach od pierwszego wejrzenia. Nie mam się do czego przyczepić – planszetki jak i kafle Narzędzi zrobione są z grubszej tektury, karty kolekcji z błyszczącego i ładnego, grubego papieru. Materiałowa sakiewka uszyta jest z mocnego materiału i na pewno posłuży na długo. Natomiast jak już wspominałam przynajmniej 20 razy – kafle Minerałów wykonano z dbałością o najmniejszy szczegół – kolory są cudowne, a Minerały grube i piękne! Nic więcej mądrego już nie napiszę, ale zapomniałam chyba dodać, że gra jest śliczna.

Pudełko zawiera:
– 118 kafli Minerałów (53 kafle wollastonitu w białym kolorze, 30 kafli kianitu w niebieskim kolorze, 20 kafli turmalinu arbuzowego w różowym kolorze, 10 kafli antracytu w czarnym kolorze, 5 kafli aurypigmentu w złotym kolorze).
– 24 karty Kolekcji
– 5 silikonowych pionków w kolorach graczy
– 5 planszetek w kolorach graczy
– 5 dwustronnych kafli Narzędzi
– 1 materiałowa sakiewka
– instrukcja

O CO CHODZI Z TYMI MINERAŁAMI?

Naszym głównym zadaniem jest wydobywanie przepięknych, lśniących minerałów na powierzchnię, aby ujrzały światło dzienne, a nas zachwyciły swoimi kolorami. Do dyspozycji będziemy mieli różne narzędzia, ale musimy pamiętać o tym, aby używać ich rozważnie, bo wszystko kosztuje! Każdy nasz krok powinien być przemyślany i dokładny, bo czasem możemy źle postawić stopę i udać się w niedogodnym dla nas kierunku.

W „Minerałach” zamieniamy się w prawdziwych geologów, którzy dzielnie schodzą w głąb ziemi w poszukiwaniu jej najcenniejszych skarbów. Niektóre z nich są łatwo dostępne, o inne będziemy musieli nieco powalczyć i śpieszyć się, bo inni gracze także będą mieli chrapkę na co cenniejsze okazy. Po wydobyciu ich na powierzchnię, będziemy mogli wymienić je na Kolekcję, dzięki czemu zdobędziemy mnóstwo punktów i wielkie uznanie.

Na koniec gry będziemy musieli podliczyć wszystkie minerały, które udało nam się wydobyć oraz karty Kolekcji i zsumować wszystkie punkty. Geolog, który zdobył ich najwięcej zdobywa wieczną chwałę.

PODSUMOWANIE

„Minerały” to nie tylko pięknie wydana gra, ale także świetna rozgrywka już dla 2 graczy. Najczęściej gramy sami w domowym zaciszu i często szukamy gier, które świetnie sprawdzą się także w mniejszym gronie. „Minerały” znakomicie spełniły swoją rolę i na pewno będzie to jeden z częściej wybieranych przez nas tytułów. Gra jest niezwykle prosta i bardzo intuicyjna, a wielkim plusem jest to, że za każdym razem będzie wyglądać inaczej! Nigdy nie będziemy w stanie losowo ułożyć dwóch takich samych plansz, przez co poziom trudności również będzie się zmieniał.

„Minerały” mają bardzo przyjazne i naprawdę proste zasady, a instrukcja podpowiada nam także wariant dla młodszych graczy już od 6 roku życia. Myślę że za rok pokaże grę mojej córce i wtedy dopiszę stosowny akapit, czy jej się spodoba czy też nie. Na chwilę obecną jest zdecydowanie za mała i z pewnością zarekwirowałaby wszystkie minerały bez możliwości zwrotu. Dlatego gra jest pilnie strzeżona :D

Już od dawna widziałam „Minerały” wszędzie i bardzo chciałam w nie zagrać i zobaczyć na żywo, dlatego cieszę się, że na stałe zagoszczą na naszym stole i będą towarzyszyć w wieczornych rozgrywkach. Serdecznie dziękuję wydawnictwu IUVI, że udało się wydobyć egzemplarz i dla nas :)

Cześć! Dzisiaj chciałabym pokazać Wam coś innego, czego jeszcze u mnie nie było – klocki magnetyczne STICK-O stworzone przez Magformers. Jesteście ciekawi co to właściwie jest? Zapraszam!

Klocki przeznaczone są dla dzieci od 18 miesiąca życia. Ograniczeń wiekowych wzwyż nie ma! Nawet starszaki mogą się świetnie nimi bawić.

ZAWARTOŚĆ I WYKONANIE

Do testowania otrzymaliśmy 3 różne zestawy składające się z różnej ilości klocków. W zestawie kucharskim znalazłyśmy 16 części. Zestaw rybacki zawierał 26 elementów, natomiast zestaw podstawowy, największy, aż 30. Wszystkie klocki można dowolnie ze sobą mieszać i układać niezliczone ilości kombinacji – dziecięca wyobraźnia nie zna granic! W każdym pudełku znajdziemy także książeczkę z propozycjami do konkretnego zestawu. Świetne na początek, aby pokazać dzieciom co i jak.

Do wykonania nie mam absolutnie żadnych zastrzeżeń. Klocki wydają się niezniszczalne i naprawdę nie wiem co trzeba by z nimi robić, aby je uszkodzić. Są niezwykle twarde i bardzo wytrzymałe. Kolory są piękne i z pewnością zachęcą maluchy do zabawy. Ponadto niektóre z nich mają w środku grzechotkę – coś idealnego dla młodszych odbiorców klocków.

O CO CHODZI W TYCH KLOCKACH?

Klocki, jak to klocki mają w zwyczaju, służą do układania! Ameryki absolutnie nie odkryłam i jestem tego w pełni świadoma :D Jednak klocki STICK-O są klockami magnetycznymi, a to oznacza, że można je ze sobą łączyć do woli i tworzyć konstrukcje tak wymyślne, że aż niemożliwe! Ośmiornice, ryby, zestawy do gotowania, pączki, lody, jajka, domki, zwierzątka i mnóstwo innych rzeczy, a dzieci ogranicza tylko wyobraźnia. Zestawy można ze sobą łączy, co daje jeszcze więcej możliwości!

PODSUMOWANIE

Klocki STICK-O są idealne dla dzieci właśnie od około 18 miesiąca życia, ponieważ będą świetną pomocą edukacyjną, pobudzą wyobraźnię, pomogą w nauce kolorów, ćwiczą motorykę małą, a grzechotki w niektórych elementach, tylko zachęcą maluchy do aktywnej zabawy. Moja córka testowała je w wieku 4 lat i bardzo jej się spodobały. Nigdzie nie jest powiedziane, że nie nadają się dla starszych dzieci, bo nadają się świetnie! Nawet mnie sprawiły wiele frajdy, bo mogłam stworzyć mnóstwo śmiesznych kształtów, a ogromnym plusem jest to, że świetnie się trzymają. Trzeba im jednak troszkę pomóc kiedy chcemy zbudować większy kształt, bo czasem może być nieco za ciężko i klocki mogą się nam troszkę rozjechać. Jednak przy odpowiednim ułożeniu, nic takiego nie powinno mieć miejsca. Są to pierwsze nasze klocki tego typu i sprawiają mojej córce wiele frajdy. Nieskończona ilość pomysłów i rzeczy, które można z nich stworzyć, świetnie sprawdza się przy dzieciach w tym wieku. Nic je nie ogranicza :)

Cześć! Lubicie Zombie? Ja bardzo! Dlatego cieszę się, że „Cisza w mieście Zombie” od Muduko zagościła na naszej półce z grami na stałe. Ta pozycja nie jest zdecydowanie grą dla 4 latków, ale dzieciaki od 10 roku życia (według zaleceń), spokojnie mogą w nią grać. Cisza nie jest trudną grą, a w pudełku znajdziemy fajne ściągi, po które zawsze możemy sięgnąć, żeby zerknąć na działanie danej karty.

Cisza w mieście Zombie” jest grą przeznaczoną dla graczy od 10 roku życia i dla 2-6 osób. Jedna rozgrywka powinna zająć około 20 minut.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Cisza w mieście Zombie” jest grą karcianą, a karty jak to karty od Muduko – są zawsze świetnej jakości. Grafiki bardzo nam się podobają, są różnorodne i naprawdę cieszą oko (tak, karty Zombiaków też! :D).

W pudełku znajdziemy 110 kart, 6 większych kart pomocy dla graczy oraz instrukcję.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Nastała apokalipsa Zombie, a ocalali muszą skrywać się w schronach i zachować ciszę. Jakikolwiek głośniejszy dźwięk przyciągnie do naszego schronu Zombie! Ocalali muszą się strzec, bo nigdy nie wiadomo, jakie paskudztwo się przypałęta. Dlatego musimy się bronić! Do dyspozycji będziemy mieć przeróżne bariery oraz broń ręczną, a naszym głównym zadaniem będzie oczywiście poszukiwanie Ocalałych i przywoływanie ich do naszego Schronu. Jednak musimy być bardzo ostrożni, bo niestety oprócz Zombie, czyhają na nas także inni przywódcy Schronów, którzy niekoniecznie chcą zawiązać z nami przyjazne stosunki. Będą nam przeszkadzać i utrudniać zadanie, aby to w ich Schronie znalazło się więcej Ocalałych. Walcz o przetrwanie i pozostań ostatnim wśród żywych, aby zwyciężyć!

PODSUMOWANIE

Cisza w mieście Zombie” jest nową propozycją od wydawnictwa Muduko, która swoją premierę miała we wrześniu. Jest to bardzo przyjemna i szybka gra. Możemy w nią grać na dwa sposoby: standardowy (łatwiejszy) oraz wariant dla wyjadaczy, który powoduje, że gra robi się jeszcze ciekawsza, a mianowicie – jeszcze więcej przeszkadzania! Ciszę testowałam z mężem i wybraliśmy zdecydowanie trudniejszą opcję, żeby „się działo”, ale nasz gra trwała zdecydowanie dłużej niż 20 minut, co nam oczywiście w niczym nie przeszkadzało. Udawało nam się walczyć z Zombie i przetrwać, a także utrudniać sobie jak tylko się da – bardzo lubimy negatywną interakcję i często szukam właśnie takich tytułów, aby móc sobie dokuczać :D Bardzo cieszyło mnie to, że mogłam psuć mężowi plany specjalnymi kartami, a także powodować dodatkowy huk w wariancie dla zaawansowanych graczy. O dziwo udawało mi się wygrywać, ale jedyne co bym tutaj dodała to więcej atakujących Zombie :D Cisza jest przyjemną i szybką grą, idealną jako tytuł na początek grania lub pomiędzy dwoma dłuższymi tytułami.

Hejka hej! Znacie „Wirusa” oraz „Wirusa 2 Ewulucja” ? Ja jeszcze do niedawna słyszałam tylko same zachwyty nad tą niepozorną karcianką, którą miałam okazję oglądać tylko z daleka. Ale kiedy w końcu gra wraz z dodatkiem trafiła w moje ręce za sprawą Muduko, od razu ją pokochałam. Zapraszam!

Gra przeznaczona jest dla graczy od 8 roku życia oraz dla 2-6 osób. Jedna rozgrywka powinna zająć około 20 minut.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁEK I WYKONANIE

Wirus” wraz z dodatkiem to bardzo dobrze wykonana gra karciana, która zmieści się w jednym małym i wygodnym pudełku. W pierwszej części dostaniemy aż 68 kart, a w dodatku znajdziemy kolejne 33. Oprócz tego do dyspozycji dostaniemy kilka pustych kart, które możemy wykorzystać według naszego uznania – czyli stworzyć własne, niepowtarzalne karty.

Pudełko z dodatku spełnia rolę „kwarantanny”, gdzie będziemy odkładać wirusy usunięte z gry, które nie mogą wrócić już do rozgrywki.

JAK GRAĆ?

Gra jest bardzo prosta, a jej zasad można nauczyć się w kilka minut, dlatego często po tę grę sięgają także młodsze dzieci, niż wiek zalecany na pudełku.

W Wirusie musimy walczyć z niebezpiecznymi wirusami, które wymknęły się spod kontroli w szpitalu w Leśnej Dziurze. Wirus rozprzestrzenia się bardzo szybko i tylko my możemy zapobiec tragedii oraz uratować świat przed pandemią!

Do walki z niebezpiecznymi wirusami, mamy do dyspozycji szczepionki oraz terapie, a dodatek pozwala nam na używanie także szczepionek eksperymentalnych i nowych terapii.

Grę zaczynamy z trzema kartami na ręce i zawsze musimy wykonać jakąś akcję. Zawsze musimy mieć na ręce trzy karty. Kiedy jesteśmy już uzbrojeni w naszą rękę – możemy rozpocząć rozgrywkę.

Naszym zadaniem jest ułożeniem 4 zdrowych, niezainfekowanych organów – to gwarancja sukcesu. Mogą być one zaszczepione, ale pod żadnym pozorem nie mogą być zakażone żadnym wirusem. Każdy organ musi być także w innym kolorze. W grze znajdziemy także kolorowe karty, które są jokerami, a Wirus 2 dostarczy nam do zabawy bioniczną rękę – nie da jej się niczym zarazić. Kiedy do któregoś z naszych organów przyczepi się jakiś paskudny wirus, możemy go wyleczyć za pomocą dostępnych szczepionek. Musimy pamiętać o tym, że nasze organy można także łatwo zniszczyć, zamienić, podmienić, ukraść i tak dalej.

Wszystkie karty terapii zostały bardzo dokładnie opisane w instrukcji. Gra kończy się w momencie, kiedy jeden z graczy ma przed sobą ułożone cztery zdrowe organy w różnych kolorach.

PODSUMOWANIE

W „Wirusie” zakochałam się od pierwszego wejrzenia. Gra jest szybka, prosta i bardzo przyjemna. Bogata w negatywne interakcje jest idealna dla nas! Świetnie gra nam się we 2, ale mieliśmy też przyjemność testować ją z przyjaciółmi i Wirus dostarczył nam ogromnej frajdy. Walka była zacięta i każdy chciał wygrać z zagrażającą światu pandemią. Ponadto można ją wrzucić do plecaka czy torebki i zabrać ze sobą dosłownie wszędzie. To naprawdę duży plus dla planszówkomaniaków, którzy nie potrafią rozstać się z grami na dłużej. Wirus wraz z dodatkiem tworzą spójną całość, a proste i jasne zasady przyciągną nawet początkujące osoby i na pewno nie zniechęcą. Bardzo polecam Wirusa wszystkim i jest to jedna z moich ulubionych, szybkich gier :)

Cześć! Dzisiaj mam dla Was kolejną, bardzo fajną grę kooperacyjną dla młodszych dzieci. Gra „Przy-gotuj się!” od wydawnictwa Kukuryku, jest grą kooperacyjną, w której wszyscy mają wspólny cel – ugotować coś pysznego przed przybyciem gości!

Przy-gotuj się!” dedykowana jest dla dzieci od 5 roku życia i dla 2-5 graczy.

ZAWARTOŚĆ OPAKOWANIA I WYKONANIE

Gra wykonana jest bardzo fajnie. Plansza jest duża i kolorowa, jedynie z początku trochę się „pobujała”, ale po chwili było już wszystko w porządku. Pionek oraz pola, po którym musimy się nim poruszać są duże i idealne do grania nawet z młodszymi dziećmi. Tarcza losująca działa bez zarzutu – nic się nie zacina i lekko się nią kręci. Wszystkie składniki potrzebne do przyrządzenia posiłku dla gości są bardzo dobrze zrobione, wyraźne i kolorowe. Nie sposób ich nie rozpoznać czy pomylić z czymś innym.

Pudełko zawiera:
– woreczek
– pionek gości z podstawką
– planszę
– tarczę losującą
– 46 elementów z przeróżnymi składnikami oraz monety
– 8 kart z przepisami
– instrukcję

JAK GRAĆ?

Celem naszej gry jest przyrządzenie posiłku dla gości, zanim dotrą pod nasze drzwi. Aby zdążyć z przygotowaniem pysznego dania, musimy zebrać wszystkie potrzebne składniki z kilku dostępnych miejsc. Do gry dołączona jest tarcza losująca i każdy z graczy używa jej podczas swojej tury. Znajduje się na niej 6 elementów, na których możne zatrzymać się nasza strzałka. I tak do dyspozycji mamy nasz własny ogródek, z którego do woli możemy zrywać rosnące w nim warzywa i owoce. Spiżarnię, jednak w tym przypadku musimy losować składniki z woreczka po omacku, gdyż w naszej spiżarni zepsuło się światło. Sklep, w którym za każdy składnik musimy zapłacić jedną monetę. Jeżeli na tarczy losującej wypadnie obrazek przedstawiający monety, pobieramy jedną z puli i kładziemy obok siebie, dzięki czemu bez problemu zapłacimy za nasze zakupy w sklepie. Jeżeli wypadnie znak zapytania – gracz sam wybiera czy skorzysta ze sklepu, ogrodu, czy ze spiżarni. Natomiast jeżeli wypadną goście, musimy poruszyć się nimi o jedno pole do przodu. Jeżeli graczom uda się uzbierać wszystkie składniki potrzebne do przygotowania dania zanim goście zapukają do naszych drzwi, wygrywają! Jeśli goście będą szybsi – zawodnicy wspólnie ponoszą porażkę.

PODSUMOWANIE

Przy-gotuj się!” jest grą kooperacyjną przeznaczoną dla dzieci od 5 roku życia, ale moja 4 latka poradziła sobie śpiewająco. Nie miała z nią żadnych problemów i świetnie bawiła się w nią sama. Jedyną rzeczą, z którą musiałam jej pomóc to odszyfrowanie mąki, cukru oraz śmietany. Wszystko inne pojęła w mig. Zrobiłyśmy kilka przepisów i za każdym razem udało nam się zdążyć przed przybyciem cioci i wujka. Najbardziej podobało jej się zbieranie monet i wydawanie ich w sklepie. Z chęcią losowała składniki z woreczka (oczywiście czasem zdarzyło jej się „przypadkiem” zerknąć :D) i zrywała potrzebne rzeczy z ogródka. „Przy-gotuj się!” to świetna gra kooperacyjna dla młodszych dzieci, które wspólnie muszą dążyć do celu. Gotowanie to zawsze interesujący motyw zabaw wśród młodszych dzieci i przyznam szczerze, że jest to nasza pierwsza gra kucharska. W bardzo fajny i przyjemny sposób można pokazać dzieciom jak w dużym uproszczeniu powstają posiłki, i aby coś ugotować potrzeba czasem wielu składników. Moim zdaniem „Przy-gotuj się!” od Kukuryku to bardzo przyjemna gra kooperacyjna, przy której wszyscy będą się dobrze bawić, a tarcza losująca daje naprawdę fajne możliwości wyboru. Dodatkowe elementy takie jak woreczek, czy monety świetnie urozmaicają i uatrakcyjniają grę, dzięki czemu jest ciekawa i nie można narzekać na monotonie. Bardzo cieszę się, że trafiła w nasze ręce :)