Author

Nolijka

Browsing

Tę grę sportową otrzymaliśmy w czasie, kiedy trzeba było siedzieć w domu. Dodatkowo na dworze było zimno, więc sprawdziłam się nam idealnie. Moja córka kocha ruch, a wszystkie wygibasy, które mogła wyczyniać, bardzo jej się spodobały.

Gra dedykowana jest dla dzieci od 4 roku życia i dla 2 do 4 zawodników.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Gra wykonana jest bardzo fajnie. Wszystkie elementy są trwałe i jeżeli tylko nie będziemy ich niszczyć specjalnie, posłużą nam na długo.

W pudełku znajdziemy:
– 4 zestawy puzzli po 9 sztuk każdy
– 110 sztuk kart z ćwiczeniami
– plansza
– klepsydra
– kostka
– 4 pionki
– instrukcję

JAK GRAĆ?

Zakryte karty z ćwiczeniami układamy na planszy w odpowiednich miejscach. Po poprawnie wykonanych ćwiczeniach z kart (są cztery poziomy trudności), otrzymujemy puzzle, z których musimy ułożyć układankę (jest to główny cel naszej gry) – dla dzieci super! Lili jest zachwycona, że może przy okazji coś zbierać. Puchar (ostatni fragment układanki) znajduje się na środku planszy i musimy go zdobyć, chodząc pionkiem po planszy. Gracz, który jako pierwszy zdobędzie puchar, wygrywa grę. Pamiętajcie, że wszystkie ćwiczenia są na czas, więc nie ma lekko i musimy się spieszyć, aby zdobyć naszą nagrodę. Gra jest naprawdę bardzo prosta i przyjazna w odbiorze. Nie mam tutaj skomplikowanych zadań, liczy się nasza sprawność i chęci :)

PODSUMOWANIE

„Siódme poty” jest to gra sportowa, która wymaga od nas dużo ruchu, co zawsze będzie wskazane :D Gra przeznaczona jest dla dzieci od 4 roku życia i dla mojej prawie 4 latki, nadała się idealnie. Córka jest typem, który nie usiedzi w miejscu nawet przez 30 sekund (jedynie czytanie książek ją unieruchamia :D), więc od razu zaczęła wykonywać zadania i nie chciała grać z nami, tylko sama ciągle rzucała kostką i poruszała się po planszy, odkrywając coraz to nowe ćwiczenia. W zestawie otrzymujemy mnóstwo kart o czterech poziomach trudności – musimy wykonać od dwóch do pięciu ćwiczeń, które znajdują się na odpowiadającej poziomom trudności karcie. Pompki, pajacyki, obroty czy podskoki nie były nam straszne i przy „Siódmych potach” naprawdę bardzo miło można spędzić czas i przy okazji się zmęczyć :D Ogromnym plusem jest to, że mogą w nią grać już mniejsze dzieci, bo wszystko opiera się na ruchu i obrazkach, a puzzle dodatkowo zachęcają do zabawy. Dla nas jest to naprawdę świetna pozycja, a co najważniejsze – córka zachwycona i dzielnie wykonywała wszystkie zadania.

Grę Rach Ciach! Mamy już od dawna i byłam święcie przekonana, że już dawno ją tutaj dodałam, ale jednak się myliłam :D Nadrabiam zatem zaległości! Gra Rach Ciach! firmy Aleksander jest rozbudowaną grą zręcznościową dla dzieci. Jest to trudniejsza wersja gry „Granie w nawlekanie” ze względu na nieco inne zasady oraz elementy, które znajdziemy w pudełku.

Gra dedykowana jest dla dzieci od 5 roku życia i dla 2 do 4 graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Gra wykonana jest bardzo dobrze, kolorowe kule są nie do zniszczenia. Karty są cienkie, ale nie przeszkadza to w użytkowaniu. Plansza jest raczej standardowej grubości, a z pionkami również nic nie powinno się wydarzyć. Świetnym dodatkiem do gry jest dzwoneczek, które na pewno urozmaici niejedną rozgrywkę.

W pudełku znajdziemy:
– planszę do gry
– 4 pionki
– Kolorowe kule po 4 z każdego koloru (czerwone, fioletowe, zielone, niebieskie, żółte i czarne)
– 4 podstawki oraz 4 rurki
– dzwoneczek
– instrukcję

JAK GRAĆ?

Najpierw rozdajemy kolorowe kule po jednej z danego koloru dla każdego i układamy je na naszej podstawce, gdzie mieszczą się idealnie. Następnie gracz odsłania kartę z zakrytego stosu i sprawdza na niej ułożenie kolorów. Pierwsza osoba, które prawidłowo odwzoruje ułożenie i naciśnie dzwoneczek otrzymuje punkty i pionkiem porusza się po planszy. Zwycięża osoba, która jako pierwsza dotrze do mety.

PODSUMOWANIE

Do mojej kolekcji świetnych gier dla małych dzieci dołączyła kolejna. Producent zaleca grę dla dzieci od 5 roku życia, ale moja ponad 3,5 letnia córka (wtedy) radzi sobie z nią wyśmienicie. Śmiem twierdzić (i nie będzie to przesadzone), że idzie jej lepiej ode mnie :D Ale zacznijmy od początku. Moja córka uwielbia wszystko co okrągłe i może się kulać. Lubi bawić się wszelkimi kuleczkami, piłeczkami i tak dalej, dlatego ta gra to był strzał w 10. Przyznam szczerze, że dopóki jej nie dostałam, nie wiedziałam nawet o jej istnieniu, a szkoda, bo gra jest naprawdę świetna i co najważniejsze dla nas – banalnie prosta! Dziecko może grać nawet samo i układać sobie wieże z kolorowych kuleczek, odsłaniając po kolei karty, a po zakończeniu zadzwonić w dzwonek, co daje dodatkową frajdę. Oczywiście największym hitem na początku był wspomniany dzwoneczek, genialnie urozmaica zabawę. Kiedy pierwszy raz grałyśmy w Rach Ciach, pomyślałam sobie, że przecież to tak prosto trafić taką kulką na rurkę, no nie bardzo :D Musiałam sobie pomóc drugą ręką, bo się mocno zdziwiłam i wcale nie jest to takie proste na jakie wygląda i ot znowu dla odmiany przegrywam :D Wykonanie gry jest bardzo fajne. Kule są twarde i bardzo kolorowe, mają piękne odcienie i cieszę się, że pojawił się w niej kolor czarny, który jest unikany wśród dzieci jak ognia co mnie dziwi. Akurat moja córa lubi kolor czarny i pierwsze co, to właśnie kulka w tym kolorze rzuciła jej się w oczy. Podstawki i rurki także są solidne i jeżeli ktoś ich specjalnie nie powygina, nic się z nimi nie będzie działo. Uważam, że gra nie nadaje się dla dzieci poniżej 3 roku życia (tak jak zaleca producent) oraz dla takich, które jeszcze lubią sobie czymś porzucać lub coś właśnie powyginać (rurki) czy mocniej ponaciskać (dzwoneczek) bo nie mają jeszcze takiego wyczucia. Nam gra przypasowała i chyba wskoczy do naszego aktualnego TOP3. W Rach Ciach występuje element rywalizacji, bo kto pierwszy ten lepszy, ale jest przy tym tyle śmiechu i walki o dzwoneczek, że gra nam się bardzo przyjemnie. Elementy na kartach także mogą być dla dzieci bardzo interesujące (ile radości sprawiły różdżki, lody czy domek i rakieta) i można to wykorzystać przy utrwalaniu i poznawaniu nowych słów. Kolory układamy od dołu więc dla młodszych dzieci jest to świetna nauka gdzie jest góra, a gdzie dół (dla nas ekstra, bo moja córka czasem się myli), a także dodatkowa nauka kolorów oraz piętrowego układania według schematu. Na kartach niebieską kreską zaznaczone jest miejsce, od którego trzeba zacząć układać kulki. Rach Ciach jest jedną z gier, w której nie musimy zmieniać zasad pod siebie i córka faktycznie gra tak jak się grać powinno co mnie niezmiernie cieszy. Dodatkowym plusem jest to, jak już wspominałam wcześniej, że może się bawić się w nią sama.

„Granie w nawlekanie” firmy Alexander to inna, łatwiejsza odsłona „Rach Ciach!”, w którą również miałam przyjemność recenzować i grać. Jednak w tej grze, zamiast samych kulek, mamy także kostki, kwadraty, koła oraz trójkąty. Świetnie sprawdzi się przy poznawaniu figur geometrycznych, a także utrwalaniu kolorów przez maluchy.

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 4 roku życia oraz dla 2 do 3 graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Podobnie jak w przypadku „Rach Ciach!” gra wykonana jest porządnie, a wszystkie elementy są trwałe i nie do zniszczenia (oprócz plastikowych patyczków, które można po prostu złamać przy użyciu siły). Kostki, kule i inne figury są nie do zdarcia. Nie wiem co trzeba z nimi robić, aby je zniszczyć :D Karty są cienkie i trzeba na nie uważać.

W pudełku znajdziemy:
– 32 sztuki kart ze wzorami
– 3 sztuki słupków z podstawkami
– 12 sztuk kulek (po 3 sztuki w jednym kolorze)
– 12 sztuk kostek (po 3 sztuki w jednym kolorze)
– 3 koła, 3 trójkąty, 3 kwadraty
– 30 sztuk żetonów
– instrukcję

JAK GRAĆ?

Młodsze dzieci mogą po prostu się w tę grę bawić, nawlekając odpowiednie elementy na słupki, zgodnie z kartami, które odsłaniają. Od razu napiszę, że gra zdecydowanie NIE NADAJE się dla maluchów, które są nieostrożne, wciąż biorą drobne elementy do buzi, lub rzucają przedmiotami. Jest to zabawka zdecydowanie dla starszych dzieci. W instrukcji opisano dwie zabawi i cztery propozycje gier, w które dzieci mogą bawić się same lub wspólnie. W pierwszej grze należy nawlec na słupki jak najwięcej elementów w dowolnej kolejności. W kolejnej nakładamy nasze figury zgodnie z tym, co przedstawiają nam karty. W trzecim wariancie nakładamy nasze elementy jak najszybciej na słupek tak, aby w całości go zasłonić. Zwycięzcą zostaje osoba, której uda się to jako pierwszej. W dwóch kolejnych grach gramy już z użyciem naszych żetonów – czyli przyznajemy sobie punkty za poprawne i jak najszybsze ułożenie wzorów z kart. Ostatni wariant jest wariantem pamięciowym – kartę z kombinacją figur odsłaniamy jedynie na kilka sekund, zapamiętujemy wzór i ją zakrywamy. Osoba, której poprawnie uda się ją odwzorować, wygrywa i dostaje zasłużone punkty. Jak widzicie możliwości jest naprawdę wiele. I dla młodszych i dla starszych dzieci :)

PODSUMOWANIE

Gra „Granie w nawlekanie” ma bardzo podobne zasady jak „Rach Ciach!”, więc córka nie miała z nią najmniejszych problemów. Od razu zabrała się do zabawy, a jako że zna już figury występujące w tym wariancie, poszło jej to szybko i sprawnie. Fajne jest to, że „Granie w nawlekanie” pełni także funkcję edukacyjną, nie tylko rozrywkową, i że dzieci mogą bawić się w nią same. Nie mam się za bardzo co rozpisywać na temat tej wersji, bo moja opinia pokrywa się z tą z „Rach Ciach!” :D Wniosek z tego taki, że tę wersję także Wam polecam :) Gra kosztuje około 22 złotych.

Kombinator Kwadraty jest grą logiczną, w którą musimy trochę pogłówkować. Spostrzegawczość jest tutaj na pierwszym miejscu, bo nie tylko musimy bacznie obserwować nasze kafelki (których jest mnóstwo!), ale także te na planszy. Gra jest kolorowa, ciekawa i bardzo przyjemnie spędza się przy niej czas.

Kombinator Kwadraty dedykowany jest dla dzieci od 7 roku życia i dla 2 do 4 graczy. Świetnie sprawdzi się też jako rozrywka dla dorosłych.

WYKONANIE I ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA

Kafelki są genialne! Pierwszy raz spotykam się z takimi fajnymi, drewnianymi kafelkami w grze, które moim zdaniem są absolutnie niezniszczalne! Twarde, grube, ładnie pachną (:D) i mają piękne kolory. Plansza, punkty i klepsydra również są dobrze zrobione. Jeżeli z planszą nic się nigdy nie wydarzy, gra jest nieśmiertelna.

W pudełku znajdziemy:
– Składaną planszę do gry składającą się z 4 części (puzzle)
– 120 żetonów punktów (35 sztuk – 1 punkt; 65 sztuk – 2 punkty; 20 sztuk – 3 punkty)
– 80 sztuk figur (kafelki)
– 1 klepsydrę
– instrukcję

JAK GRAĆ?

Celem gry jest pozbycie się naszych wszystkich figur (kafelków) i uzyskanie jak największej ilości punktów. Punkty zdobywamy wtedy, kiedy dobrze dopasujemy boki naszych figur do tych leżących już na planszy. Jeżeli zgadza się jeden bok – otrzymujemy 1 punkt. Jeżeli 2 – 2 punkty, a jeżeli zgadzają się 3 boki – otrzymujemy 3 punkciki. Nigdy nie może dojść do sytuacji, że gdziekolwiek na planszy, któryś z boków nie będzie pasował kolorem. ZAWSZE musimy układać kafelki tak, aby boki pasowały do siebie kolorystycznie. Gra kończy się w momencie, kiedy żaden z graczy nie może wykonać już żadnego ruchu, a zwycięzcą zostaje osoba z największą ilością punktów. W grze istnieje także drugi wariant, w którym zawodnicy dokładają figury na „trzy-cztery” i wygrywa osoba, która jako pierwsza pozbędzie się swoich figur, lub z mniejszą ilością kafelków. Punktów w tym wariancie nie używamy.

PODSUMOWANIE

Kombinator Kwadraty firmy Alexander, bardzo podobał się mnie i mojemu mężowi. Grało nam się przyjemnie i o ile z początku wszystko wyglądało łatwo i pięknie, tak pod koniec zdrowo musieliśmy się nagimnastykować. Chyba zbyt szybko pozbyliśmy się dużych „łatwych” kafelków i później zdrowo musieliśmy się nagimnastykować, żeby dopasować te mniejsze i upierdliwe kafelki :D Wprawdzie pasowały wszędzie, ale automatycznie blokowały możliwość dopasowania dużych figur i mogliśmy zgarniać jedynie po punkciku. Żadnemu z nas nie udało się jeszcze pozbyć wszystkich figur, ale kombinacji jest chyba nieskończenie wiele, więc gra na pewno szybko się nie znudzi. Trzeba być naprawdę spostrzegawczym i podejmować dobre decyzje, żeby sobie nie zrobić pod górkę, a przeciwnikowi z górki, bo tak też może być i już 3 punkty nie nasze :D Gra kosztuje około 40 złotych i naprawdę bardzo ją polecam!

„Logika 3w1” to na pierwszy rzut oka zwykłe puzzle, które wcale takie zwykłe nie są. W pudełku znajdziemy 3 rodzaje mini puzzli w różnych kolorach, dzięki którym nasze dzieci zagrają w aż 3 gry. Ja mojej córce zrobiłam zrobiłam poziom wyżej i pomieszałam jej wszystko razem :D Nie narzekała, ułożyła wszystko za pierwszym razem i fajnie było jej tłumaczyć o co chodzi w poszczególnych paskach.

Gra dedykowana jest dla dzieci od 3 do 6 roku życia.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

W pudełku znajdziemy 72 puzzle autokorygujące oraz instrukcję. Puzzle są dobrze wykonane, idealnie do siebie pasują, nie targają się, a kolory są wyraźne i intensywne.

JAK GRAĆ?

Celem gry „Logika 3w1” jest rozwinięcie logicznego myślenia poprzez 3 bardzo proste gry, które otrzymujemy w pudełku. Puzzle podzielone są na 3 grupy:
– Niebieskie (PRZED I PO) – te mini puzzle pokazują dziecku następstwa czasowe podzielone na trzy sekwencje: przed – po – jeszcze później. I tutaj świetnym przykładem będzie jajko, z którego wykluwa się kurczak.
– Różowe (KOGO TO PRZYPOMINA?) – kolejny zestaw dotyczy zwierząt, zadaniem naszej pociechy będzie skojarzenie zwierzaków podobnych do siebie, lub takich z charakterystycznymi cechami. Czyli musi znaleźć na przykład trzy ptaki, trzy zwierzęta wodne i tym podobne.
– Zielone (CO JEST CZYJE?) – ostatni zestaw kolorów dotyczy relacji zawód – narzędzie. Dziecko musi dopasować trzy pasujące do siebie elementy wyróżniające dany zawód. Na przykład atrybutami kucharza są chochla i garnek.

PODSUMOWANIE

„Logika 3w1” firmy Lisciani jest ciekawą alternatywą dla zwykłych puzzli. Połączenie gry z nauką to zawsze świetny pomysł i wielkim plusem jest to, że puzzle nie tylko rozwijają logiczne myślenie, pokazują upływ czasu, ale także wymagają od dziecka uważnej obserwacji. Moja córka bardzo lubi puzzle i te od razu jej się spodobały. Nie zdążyłam nawet dobrze przeczytać instrukcji, a ona już zaczęła układać i tylko szybko wytłumaczyłam jej MNIEJ WIĘCEJ o co chodzi. Kiedy natrafiła na pierwsze trudności (na przykład nie wiedziała z czym połączyć wiewiórkę), zaczęłam jej wszystko powoli tłumaczyć. Nasze puzzle od razu były pomieszane i nie miałam nawet możliwości ich posegregować przy pierwszym układaniu :D Także u nas od razu był poziom zaawansowany. Fajne było to, że wiedziała czego brakuje kucharzowi czy lekarzowi. Upływ czasu załapała niemal od razu, najgorzej szło jej ze zwierzętami, a przy zawodach potrzebowała troszkę pomocy. Puzzle oceniam na plus, a cena jest naprawdę niska – w tej chwili jest to koszt około 15 złotych (można znaleźć i taniej i drożej).

Domek do malowania od firmy Alexander jest świetną alternatywą dla zwykłych kolorowanek. Jeżeli Waszym pociechom znudziły się już najprostsze książeczki z obrazkami, to takie domki będą doskonałym rozwiązaniem. Dodatkowym atutem jest to, że aby domek pomalować, trzeba sobie go najpierw złożyć. To przecież jeszcze więcej frajdy!

Zabawka przeznaczona jest dla dzieci od 5 roku życia do samodzielnego malowania i złożenia. Jednak sprawdzi się też dla młodszych dzieci, którym przy składaniu pomogą rodzice, tak jak ja pomagałam swojej córce. Sama nie dałaby rady tego złożyć.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Tekturowe elementy do malowania są wykonane z grubszego kartonu i nie „rozmaczają” się pod wpływem farbek i wody. My użyłyśmy zwykłych farb akrylowych i pięknie pokryły domek, nie powodując w nim absolutnie żadnych szkód. Farba nie spływała, szybko schła i nie przemakała na drugą stronę. Konstrukcja jest stabilna i łatwo się ją składa, a wszystkie elementy ładnie do siebie pasowały. Jedynie w dwóch miejscach musiałam minimalnie dociąć sobie wypustki, ale w niczym mi to nie przeszkadzało. Plastikowe podstawki są super, kiedy zabawka już się „zużyje”, możemy je wykorzystać do innych gier i zabaw, tworząc własne elementy. Jest ich mnóstwo!

W pudełku znajdziemy:
– 38 sztuk tekturowych elementów (w tym domek i postaci)
– 35 sztuk plastikowych podstawek
– 42 sztuki naklejek
– instrukcję

JAK SIĘ BAWIĆ?

W przypadku tej zabawki, nikt nie potrzebuje instrukcji :D Farbki, kredki, pisaki i inne przybory – dozwolone! Wybierzcie co chcecie i do dzieła! Ale oczywiście nie można zapomnieć o złożeniu naszej konstrukcji, bo bez tego nie ma zabawy. Na pierwszy rzut oka i po wypchnięciu wszystkich elementów, może to wyglądać nieco strasznie, ale bardzo szczegółowa instrukcja (która w tym przypadku bardzo się przyda :D) bez problemu Wam pomoże. W zestawie dołączone są także kolorowe naklejki, które możemy wykorzystać na samym końcu i dodatkowo udekorować nasz pomalowany domek.

PODSUMOWANIE

Zabawka „Domek do malowania” to świetna alternatywa dla płaskich kolorowanek. Za naprawdę niewielką cenę (około 20 złotych) otrzymujemy super zestaw, z którego później możemy wykorzystać elementy do innych gier lub wymyślonych przez nas zabaw. Pomalowanie domku też zajmie trochę czasu, a dzięki zwierzątkom i domownikom, będziemy mogli wymyślać własne historie. Możemy stworzyć różnokolorowe domki i dać upust wyobraźni, malując je w przeróżny sposób. Fajne jest to, że domek nam się nie rozleci i dzieci mogą się nim bawić naprawdę długo. W zestawie otrzymujemy także 42 naklejki, które dodatkowo urozmaicą nasz pomalowany domek. Moja córka maluje go „na raty”. Jeszcze nie jest skończony, zwierzątka nadal czekają na swoją kolej, ale za to jedno drzewo pięknie pomalowała na czarno :D Dziecięca wyobraźnia jest cudowna.

„Wielka Mówiąca Farma” jest połączeniem gry i zabawki, w którą dzieci mogą grać samodzielnie i wspólnie. Jest to nasza pierwsza zabawka tego typu i od razu przypadła nam do gustu. Córka wyjęła ją jako pierwszą i od razu zabrała się do rozpakowywania, a tata pomógł składać domek i kurnik. Mówiący element jest świetny i zachęca dzieci do zabawy.

Interaktywna zabawka przeznaczona jest dla dzieci od 3 do 6 roku życia. Można bawić się nią samodzielnie jak i w większym gronie.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

W pudełku znajdziemy:
– farmę do samodzielnego złożenia
– kurnik do samodzielnego złożenia
– elektroniczną podstawę
– 20 wyciętych postaci (ludzie i zwierzęta)
– 20 podstawek na karty
– instrukcję

Farma jest wykonana naprawdę bardzo fajnie. Złożona konstrukcja nie chwieje się i zrobiono ją z grubego kartonu. Dodatkowo, jeżeli nie planujemy rozkładać naszej farmy, możemy podkleić wszystkie elementy. Postacie, które otrzymujemy w zestawie, również są solidne, a podstawki mocno je trzymają. Dźwięki z elektronicznej podstawy nie są za głośne, ani za ciche – można je bez problemu zrozumieć i nie drażnią, co jest bardzo istotne. Zabawka jest kolorowa i przyjemna dla oka.

JAK SIĘ BAWIĆ I GRAĆ?

„Wielka Mówiąca Farma” jest stworzona tak, aby dzieci z przyjemnością uczyły się poprzez zabawę – czyli coś idealnego! Nic tak nie mobilizuje jak nauka poprzez zabawę. Mówiąca farmerka ma przyjemny głos, a moja córka chętnie jej słucha i podąża za jej wskazówkami. W grze są dostępne 3 tryby:

– Tryb zielony (znak zapytania) to zabawa polegająca na tym, że musimy odnaleźć wybranego przez narratora bohatera.
– Tryb niebieski (lupa) to zabawa polegająca na „szukaj i znajdź”.
– Tryb czerwony (książka) polega na tym, że wsłuchujemy się w opowieść narratorki. Opowiada ona historię pewną historię, a naszym zadaniem jest odegranie przedstawionej scenki za pomocą kartonowych postaci.

Gra pomyślana jest w ten sposób, aby zachęcić dziecko do tworzenia własnych historyjek, rozwinąć kreatywność i pobudzić dziecięcą wyobraźnię do działania. „Wielka Mówiąca Farma” świetnie się w tym wypadku sprawdzi. Jeżeli nie jesteśmy pewni naszej odpowiedzi, musimy wcisnąć „X”, a wtedy otrzymamy wskazówkę i szybko rozwiążemy zagadkę. Są one proste, więc dzieci na pewno sobie z nimi poradzą.

PODSUMOWANIE

„Wielka Mówiąca Farma” to dla nas nowość. Moja córka uwielbia domki, małe duże, kolorowe, wymyślne, proste i inne. Dlatego Farma bardzo przypadła jej do gustu. Sama wymyśla sobie scenki – bohaterowie zdążyli być już na balkonie i podziwiać gwiazdy, kot buszował po dachy, a dzieci bawiły się ze zwierzakami w kurniku. Natomiast kury bardzo dobrze bawiły się zjeżdżając z dachu, niczym z najlepszej na świecie zjeżdżalni :D Pokoje w domku są tematyczne i świetnie można to wykorzystać do inscenizowanych scenek. „Wielka Mówiąca Farma” pobudza wyobraźnię i dzięki elektronicznej podstawie, zachęca dzieci do wymyślania swoich historyjek i ich odgrywania. Różnorodność postaci i zwierzątek również jest dużym plusem. Oceniam tę grę elektroniczną na duży plus, córce się podoba i chętnie wsłuchuje się w zagadki i opowieści farmerki Ani, a to jest najważniejsze. Odpowiada jej na głos, a następnie wciska przycisk. Trzeba to zrobić w miarę szybko, bo po kilkunastu sekundach gra automatycznie się wyłącza i musimy rozpocząć zabawę od nowa. Córka uwielbia zwierzątka i bardzo ucieszyła się, że w zestawie pojawił się PAW, barwny i kolorowy. Strach na wróble także został jedną z jej ulubionych postaci. Polecam :)

Hej! Tym razem chciałabym pokazać Wam grę „Na okragło”. Jest to kolejna gra w naszej kolekcji, do której na pewno będziemy bardzo chętnie wracać. Emocje towarzyszące podczas szukania obrazków, sięgają zenitu :D Niepozorna gra, w której liczy się refleks, szybkość i kreatywność.

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 7 roku życia i dla 2-6 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjnie od 15 do 30 minut.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Pudełeczko na grę wykonano z grubszego kartonu, dzięki czemu możemy go wrzucić do plecaka czy torebki i zabrać ze sobą wszędzie, bez obawy, że szybko nam się zniszczy. Karty także są bardzo dobrej jakości, ilustracje wyraźne i kolorowe. W środku znajdziemy 77 okrągłych kart oraz instrukcję.

JAK GRAĆ?

Naszym zadaniem jest jak najszybsze odnalezienie obrazka na karcie, którego pierwsza litera znajduje się na karcie leżącej na górze zakrytego stosu. Ogromnym plusem tej małej gry jest to, że możemy rozłożyć ją praktycznie wszędzie, bo zajmuje malutko miejsca. Na samym początku tasujemy wszystkie karty i układamy nasz stosik w dogodnym dla nas miejscu, literą ku górze. Następnie bierzemy pierwszą kartę i kładziemy ją obok stosu obrazkami w naszą stronę. W ten sposób odsłaniamy kolejną zakrytą literę i to od niej zaczynamy poszukiwania danego obrazka. Ilustracja, którą wybierzemy, musi zaczynać się na odsłoniętą literę (jeśli wylosowaną literą jest C – spokojnie możemy używać haseł zaczynających się na CZ, CH, i Ć. Dotyczy to również D, O, S i Z). Możemy używać także słów, które kojarzą się nam z daną ilustracją (np. kolor, kształt, uczucie), ale pozostali zawodnicy muszą je zaakceptować. Gra kończy się w momencie, kiedy jeden z zawodników zdobędzie 5 kart. Oczywiście wcześniej możemy ustalić do ilu kart gramy.

PODSUMOWANIE

Na pierwszy rzut oka gra „Na okrągło” może wydawać się nam znajoma i oczywista, ponieważ na rynku są dostępne podobne już gry, a ponadto jest ona inspirowana światowym bestsellerem, grą Kaleidos (nie miałam w nią przyjemności grać, więc opiszę „Na okrągło ze swojej perspektywy). W przypadku naszej gry, musimy użyć kreatywności i wyobraźni do opisania danego słowa. „Na okrągło” wydaje się proste, bo co to za problem znaleźć obrazek, którego pierwszą literę znamy. A jest to duży problem! :D Patrzyliśmy jak sroka w kość i główkowaliśmy nie raz, a emocje narastały – kto pierwszy, kto pierwszy! Nie raz obrazek był tak oczywisty, że aż wstyd się przyznać, że się go nie zauważyło, ale spostrzegawczość i koncentracja muszą być tutaj na pierwszym miejscu. Gra może być także ŚWIETNĄ nauką literek dla dzieci. Nie trzeba wcale w nią grać, tylko bawić się na spokojnie w skojarzenia i szukać razem z naszą pociechą kolorów, emocji, kształtów i przedmiotów. Literki na kartach są duże i wyraźne, a ilustracje ładne i kolorowe. Niektóre trudniejsze, inne mniej. Gra sprawdzi się dla dziec, które znają już alfabet, a będzie pomocna dla takich, które się go dopiero uczą i chcą utrwalić sobie literki poprzez świetną zabawę. Ja uwielbiam gry, w której wymagana jest szybkość i spostrzegawczość i oceniam ją bardzo pozytywnie.

Cześć! Dzisiaj chciałabym pokazać Wam grę „O kocie w kłopocie” od Muduko. Ta sympatyczna planszówka świetnie sprawdzi się podczas rodzinnych rozgrywek, ale spokojnie można dobrze bawić się także we dwoje (tak jak ja z mężem, nasza 4 latka była zainteresowana jedynie unboxingiem i świetnymi pionkami :D). W grze „O kocie w kłopocie” wcielamy się w nic innego jak w małego kociaka, który nieszczęśliwym trafem zgubił swój dom i naszym zadaniem będzie pomóc mu go odnaleźć. Niestety maluchy mają słabą pamięć i mgliście kojarzą swój ciepły kąt, ale zapamiętały charakterystyczne rzeczy ze swojego otoczenia. Podczas wędrówki po nieznanym, będziemy musieli zadbać o to, aby nakarmić naszego kociaka i bacznie obserwować otoczenie, aby jak najszybciej odnaleźć nasz zagubiony dom.

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 8 roku życia i dla 2-4 osób. Jedna rozgrywka powinna zająć około 30 minut.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Wszystkie elementy gry są starannie wykonane. Kafelki zrobione są z grubej tektury, podobnie jak żetony. Pionki są mięciutkie i urocze :D Dzieci się w nich zakochają.

W pudełku znajdziemy:
– 38 kart Akcji (karty Posiłku, karty Szczęścia, karty Pecha)
– 16 kafelków Planszy (4 kafelki Startowe, 12 kafelków Okolicy)
– 18 żetonów Domu (żetony Kształtu, żetony Dachu, żetony Ogrodu)
– 4 pionki Kotków
– 1 znacznik „Roboty Drogowe”
– instrukcję

JAK GRAĆ?

Gra ma proste i jasne zasady, a jej celem jest jak najszybsze znalezienie domu, z którego zniknął nasz kotek. Zaczynamy od rozdania uroczych pionków i rozłożenia naszej planszy, składającej się ze wszystkich kafelków. Możemy ją ułożyć na wiele sposobów (drogi na kafelkach zawsze będą łączyć się ze sobą), a podstawowym z nich jest kwadrat 4×4.

Wybrane przez graczy pionki, ustawiamy na polach startowych. Zawodnicy otrzymują 3 żetony Domów, każdy musi być innego rodzaju (żeton Kształtu, Dachu, Ogrodu) oraz 3 karty Posiłku (2 Skromne i 1 Pożywny). Grę rozpoczyna gracz, który jako ostatni głaskał kota. My kota mamy, więc nie musimy się martwić o ten dodatkowy element gry :D W swojej turze gracze mają do wyboru: Szukanie swojego domu (poruszanie się po naszej planszy, zagrywanie kart, wchodzenie do domków i sprawdzanie czy to ten właściwy), lub szukanie posiłku (dobieranie kart). Może się także zdarzyć, że nasze Kociaki spotkają się na polu i wtedy dochodzi do zaciekłej walki. Wtedy z pomocą przychodzą nam karty, które mamy na ręce – wybieramy po jednej z nich i zagrywamy jednocześnie. W prawym górnym rogu karty znajdują się liczby, jeżeli nasza jest wyższa, wygrywamy. Gra kończy się wtedy kiedy nasz zagubiony Kociak odnajdzie swój domek, czyli w momencie, kiedy trzy nasze żetony Domu będą odkryte.

PODSUMOWANIE

„O kocie w kłopocie” jest bardzo przyjemną grą rodzinną. My na razie gramy tylko we dwoje, bo córka jest jeszcze za mała, ale jako dorosła mogę śmiało napisać, że gra przypadła nam do gustu. Zdaję sobie sprawę z tego, że lubię wszystkie gry, w które mam okazję zagrać, ale prawda jest taka, że one naprawdę mi się podobają i mojemu mężowi zresztą też. Sprawia mi frajdę granie w planszówki :D Cieszę się, że w tej grze pojawiają się także negatywne interakcje. Taki już nasz urok, że bardzo lubimy sobie przeszkadzać i dokuczać podczas grania, że z dziką przyjemnością używamy kart Pecha (chociaż nie ma ich wiele) i cieszymy się z porażki przeciwnika :D Oczywiście to tylko w grach! Tyyylko w grach! :D Gra jest bardzo ładna i prosta, jednak trzeba w niej także pomyśleć i zaplanować swoje ruchy, bo w pewnym momencie możemy zostać bez kart, a co za tym idzie, bez możliwości poruszania się. Sami musimy zdecydować co jest dla nas najważniejsze – jak najszybsze znalezienie naszego domu, dobieranie kart, czy przeszkadzanie przeciwnikowi i wdawanie się z nim w bójki. „O kocie w kłopocie” to przyjemna gra familijna, zarówno dla dzieci jak i rodziców.

Montino czyli rurki 3D, są fantastyczną zabawą nie tylko dla dzieci, o czym mogłam przekonać się kiedy mój mąż dorwał się do pudełka. Przypadnie do gustu wszystkim, którzy uwielbiają budować i tworzyć, a także sprawdzi się wśród dorosłych (ostrzegam – mogą pojawić się walki rodzic-dziecko i „daj mi się teraz pobawić, tato” :D). Montino wspomaga ćwiczenia motoryki małej, koordynacji wzrokowo-ruchowej, a także koncentracji i zdolności planowania.

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 5 roku życia i świetnie sprawdzi się do zabawy dla jednej osoby jak i większego grona.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

W pudełku znajdziemy 150 sztuk kolorowych rurek w trzech różnych rozmiarach, 80 kolorowych złączek, oraz album z inspiracjami. Rurki są giętkie i elastyczne, dzięki czemu możemy tworzyć z nich przeróżne konstrukcje. Jednak trzeba uważać, aby ich za bardzo nie wygiąć, bo się zniszczą. Należy także pamiętać o tym, aby nie wciskać ich na siłę w złączki – mogą popękać.

JAK SIĘ BAWIĆ?

Jak się bawić? Jak chcecie! W zestawie otrzymujemy książeczkę z propozycjami budowy. Na pierwszych stronach mamy bardzo proste i płaskie elementy, od których mogą zacząć tworzyć młodsze dzieci. Dalej pojawiają się już propozycje przestrzenne, tak jak nasz domek ze zdjęć. Możemy zbudować samolot, ogromną rakietę, serce, ptaszka, łuk ze strzałą i wiele, wiele innych rzeczy, które przyjdą nam do głowy. Nasz zestaw składa się z 230 elementów, ale możemy kupić też największy zestaw z aż 470 rurkami 3D! Naprawdę można stworzyć z tego cuda. U nas przed dłuższy czas stał w salonie domek nakryty kocem, w którym spał kot :D Także możliwości jest mnóstwo. My dzisiaj stworzyliśmy domek z zagrodą, w którym zamieszkały zwierzątka. Mąż oczywiście tak się wczuł, że stworzył jeszcze małą rakietę i statek kosmiczny.

PODSUMOWANIE

Montino jest naszą pierwszą zabawką konstrukcyjną i jestem z niej zadowolona. Córka na razie potrzebuje pomocy przy tworzeniu konstrukcji, ale chętnie pomaga tacie. Sama zbudowała dzisiaj wiatraczek (lub gwiazdkę, jak kto woli :D) i była bardzo z siebie zadowolona. Później razem zamontowali ją na dachu domu – pasowało idealnie. Stworzone konstrukcje można wykorzystać na wiele sposobów, jak już wspominałam wcześniej, nasz kot chętnie skorzystał z powstałego dla córki namiotu, a dzisiejsza zagroda idealnie nadała się zwierzątkom z klocków lego. Z większych zestawów z pewnością można wyczarować cuda, a plusem jest to, że zbudowane konstrukcje naprawdę nieźle się trzymają. Trzeba użyć siły, aby rurki wypięły się z zaczepów. Są lekkie i trwałe, można je spokojnie przenosić i dowolnie modyfikować. Dodatkowo jest to świetna zabawa dla dorosłych – przetestowałam na mężu :D