Author

Nolijka

Browsing

Cześć! Dzisiaj przychodzę do Was z krótką recenzją na temat gry którą znają chyba wszyscy. Jest nią „Skaczące czapeczki” od wydawnictwa Kukuryku. Czy jest ktoś, kto chociaż raz nie rozegrał zaciekłego boju w tej wcale nie takiej prostej grze? Wątpię!

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 5 roku życia i dla 1-4 graczy.

ZAWARTOŚĆ I WYKONANIE

Gra tak naprawdę zawarta jest w pudełku i potrzeba 10 sekund na jej rozłożenie. W środku znajdziemy komplet skaczących czapeczek oraz niezbędne do zabawy wyrzutnie. Pudełko jest tak naprawdę naszą planszą i to wszystko czego potrzebujemy, aby zacząć zabawę. Na odwrocie opakowania znajduje się krótka instrukcja wraz z punktacją za poszczególne kolorowe okręgi. Pionki oraz wyrzutnie są fajnie wykonane – z tym z pewnością nic się nie wydarzy. Jednak szczególną uwagę należy zwrócić na planszę – jest delikatna i małe rączki mogą ją niechcący zniszczyć. Dlatego nie polecam jej młodszym dzieciom, bo przy zwykłej zabawie nie powinna się potargać. Przy naszych intensywnych partiach wszystko dalej jest w idealnym stanie :D

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

W „Skaczących czapeczkach” musimy wyskakać sobie drogę do wygranej. Kładziemy nasz pionek na wyrzutni, naciskamy mocno palcem i… no właśnie! Nasz pionek leci, leci, leci, aż w końcu ląduje po drugiej stronie planszy :D To wcale nie jest takie proste trafić do celu, ale to jest cały urok tej gry. Naszym zadaniem jest trafienie czapeczkami jak najbliżej środka, aby zdobyć najwięcej punktów. I tyle! :)

PODSUMOWANIE

Jak widzicie, o tej prostej grze nie ma się co rozpisywać. Prościutkie zasady, jasny cel – tutaj liczy się głównie zabawa i zręczność, a śmiechu jest co niemiara. Przy pierwszych partiach musieliśmy jednak cierpliwie tłumaczyć naszej córce, że czasem się niestety nie trafia i nawet nam jest ciężko, bo nasze czapeczki latały po całym pokoju. Dlatego zdecydowanie odradzam tę grę dla jeszcze młodszych dzieci, które z reguły szybko się zniechęcają i są bardzo niezadowolone kiedy im nie wychodzi podczas gry. Zadanie wygląda banalnie prosto, jednak wcale takie nie jest. Ciężko wyczuć te niesforne czapeczki, a jeszcze ciężej ich lot :D Robią co chcą! I to jest właśnie ich piękno :D A jaka radość kiedy trafi się w sam środek. Jak widać Lili zawsze zabiera wszystkie nieużywane kolory i po prostu sobie nimi gra, bo w „Skaczące czapeczki” można spokojnie grać sobie samemu. Frajda jest dokładnie taka sama. W przypadku tej gry, chwilowo nie jestem w stanie określić kto bawi się lepiej – rodzice czy dziecko :D Ale na tę chwilę, szala przechyla się w stronę dorosłych. „Skaczące czapeczki” to bardzo przyjemna, szybka i prosta gra, zdecydowanie dla całej rodziny. Nikt nie będzie się przy niej nudził, bo emocji nie brakuje :).

Cześć! „Królicza Norka” Smart Games od wydawnictwa IUVI, jest już naszą czwartą grą z tej serii i jeszcze ani razu się na nich nie zawiodłam. Właściwie mogę śmiało stwierdzić, że nie jest to raczej możliwe, ponieważ gry logiczne są ponadczasowe i nie znają słowa „nuda”. Jedyne słowo jakie mogę użyć opisując gry z serii Smart Games to „TRUDNE” :D Zapraszam!

„Królicza Norka” jest grą przeznaczoną dla dzieci od 5 roku życia i jest to gra jednoosobowa.

ZAWARTOŚĆ I WYKONANIE

„Królicza Norka” jest grą w wersji podróżnej – magnetyczna, mała i poręczna. Nic się nie zgubi i nie wypadnie, bo wszystko jest na miejscu, a magnesy dobrze trzymają planszy. Zapinana na guziczek z pewnością sama się nie otworzy, bo bardzo mocno trzyma. W środku znajduje się 48 kart z zadaniami, na końcu są solucje. Obok widnieje plansza oraz potrzebne do zabawy magnesy ze zwierzętami oraz ziemią do budowy norek. Książeczka jest twarda i stworzona do podróżowania.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

W książeczce znajdziemy aż 48 zadań podzielonych na 4 poziomy trudności: starter, junior, expert oraz master. Na samym początku wybieramy jedno z zadań i układamy nasze płytki ze zwierzętami według podanego wzoru. Naszym zadaniem jest ułożenie brązowych płytek z ziemią tak, aby każde ze zwierzątek miała swoją norkę i wyjście na górze. Musimy pamiętać o kilku istotnych zasadach:

  • Musimy użyć wszystkich brązowych płytek
  • wszystkie króliki zawsze muszą mieszkać w jednej norce
  • każda z norek musi mieć wyjście znajdujące się na górze planszy.

Każde zadanie ma tylko jedno rozwiązanie, które możemy znaleźć na końcu kart z zadaniami.

PODSUMOWANIE

„Królicza Norka” od IUVI to kolejna świetna pozycja w naszej kolekcji. Jednak moja niespełna 4,5 latka nie jest jeszcze na nią gotowa. Dlaczego zatem piszę, że jest świetna? Bo gry z serii Smart Games, mimo że wiekowo są przeznaczone dla dzieci od 5 roku życia, dorosłym także sprawią frajdę. W tym mnie i mojemu mężowi. Jak już pisałam wcześniej – gry logiczne są ponadczasowe i dla każdego. Nie ma tutaj limitu wieku, a ogranicza nas jedynie wyobraźnia i logika. Przy tej bardzo niepozornej grze, w której mamy niewiele elementów, trzeba się nagłowić. Wygląda banalnie – kilka zwierzątek i trzy brązowe płytki – czy może być w tym coś trudnego? Pewnie! Najgorzej było mi zacząć się wczuć, później nadal szło pod górkę :D

Wrócę jednak do mojej prawie 4,5 latki. Pomimo tego, że rozumie zasady, „Królicza Norka” nie jest jeszcze dla niej. Z czasem na pewno będę pokazywać jej ten tytuł coraz częściej, ale na chwilę obecną będzie musiał niestety poczekać na TEN moment. Dla dzieci, które są już zaznajomione z grami z serii Smart Games i lubią takie łamigłówki – „Królicza Norka” sprawdzi się świetnie. Na pewno się nie zawiedziecie, bo nie ma czym :D

Ogromnym plusem jest jej format oraz przeznaczenie – jest to tak zwana gra podróżna i oceniałabym ją w takiej właśnie kategorii. Świetnie sprawdzi się w podróży czy na wakacjach ponieważ jej rozmiar jest tak kompaktowy, że zmieści się wszędzie i możemy mieć pewność, że nic nam z niej nie wypadnie. Również solidne wykonanie zapewnia trwałość i możemy bez obaw wrzucić ją do torebki czy plecaka. Magnetyczne płytki są wykonane z grubego tworzywa – nawet w małych rączkach będą bezpieczne.

Gry z serii Smart Games od IUVI zawsze mnie zachwycają i stawiają wysoko porzeczkę. Dodatkowo zmuszają nas do logicznego i intensywnego myślenia, a całość zawsze cieszy oko. Polecam z czystym sumieniem :)

Cześć! Dzisiaj chciałabym pokazać Wam świetną nowość z serii Smart Games od wydawnictwa IUVI i jest nią „Blok w blok” . Dla fanów zagmatwanych układanek i kostek ta gra będzie idealna! Wręcz stworzona dla takich osób! Dla graczy, którzy po raz pierwszy będą mierzyć się z tym tworem będzie to nie lada wyzwanie. Tak jak dla mnie. Kiedy otwierałam pudełko wypadło mi kilka elementów. Nie umiałam ich włożyć na powrót :D Polecam, Ewa.

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 10 roku życia i dla 2 graczy. Czas jednej rozgrywki powinien zająć około 10 minut. W tę grę można grać także samemu, a raczej ją układać, a do dyspozycji mamy aż 80 układanek, o różnych poziomach trudności.

*Zdjęcia przedstawiają prawdziwe zmagania mojego męża z układanką numer 49. Nie powiem, ale chwilkę mu to zajęło :D

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

W pudełku nie znajdziemy wiele, ale znajdziemy za to gwiazdę wieczoru – kostkę, którą ubrano w bardzo fajne i solidne opakowanie, które będzie służyło za naszą podstawkę podczas grania. Oraz instrukcję i książeczkę z zadaniami i solucjami. Kostka jest naprawdę bardzo, bardzo solidna i moim zdaniem niezniszczalna. Również obudowa zrobiona jest z twardego materiału, przez co nawet przy przypadkowym upadku nie powinna się zniszczyć. Niebieska część służy jako podstawka podczas gry, którą łączymy z białą i dzięki temu cała konstrukcja jest stabilna i ustawiona pod odpowiednim kątem. Wszystkie elementy wykonano z najwyższą starannością, a sama kostka prezentuje się złowrogo i strasznie. Dla mnie oczywiście :D A tak na poważnie, to jest piękna!

O CO TEJ KOSTCE WŁAŚCIWIE CHODZI?

Kostka bardzo chce zostać ułożona i naszym zadaniem jest jej w tym pomóc. Mamy na to dwa sposoby – walka w pojedynkę lub zacięta próba przebiegłości, sprytu i koncentracji.

Każdy z graczy wybiera zestaw 8 klocków w danym kolorze (do dyspozycji mamy kolor czerwony lub żółty. Zestawy klocków są takie same). I już tutaj zaczyna się zabawa. Pierwszy z zawodników układa swój klocek na podstawce i gracze wykonują ruchy naprzemiennie. Gra kończy się w momencie, kiedy jedna z osób nie może nigdzie dołożyć klocka. Na koniec rozgrywki należy policzyć kwadraty w swoim kolorze, znajdujące się na trzech górnych bokach kostki. Gracz, który ma ich więcej zdobywa tytuł mistrza świata w „Bloku w blok”. :D

Drugim wariantem jest walka w pojedynkę. Serdecznie życzę wszystkim powodzenia na poziomach Master czy Wizard. Osobiście na samą myśl jest mi słabo i ja skromnie zaczynam od Startera, tak na dobry początek i przygodę z tą kostką. Wszystkich zagadek jest aż 80 i te końcowe są naprawdę iście czarodziejskie. Bez magii się chyba nie obejdzie :D

PODSUMOWANIE

Blok w blok” to świetna zabawa nie tylko dla fanów układanek logicznych, przy których musimy wysilić absolutnie wszystkie szare komórki. Kostka z pewnością pobudzi naszą wyobraźnię przestrzenną (której ja osobiście nie posiadam) i zmusi do myślenia abstrakcyjnego. Moim zdaniem „Blok w blok” sprawdzi się dla każdego, a nawet i młodsze dzieci powinny sięgnąć po tą na pierwszy rzut oka, niewinną kosteczkę. Na pierwszy ogień dałam mężowi do układania poziom 30 i bez problemu sobie z nią poradził. No to później od razu poziom 80. Niestety, tutaj się poddał po dłuższej chwili, ale zarzeka się, że na pewno ułożyłby, gdyby się uparł. Wierzę mu na słowo, bo on potrafi w takie rzeczy. Prostsze poziomy nie stanowią dla niego większego problemu, ale musi poświęcić im chwilę. Jest to świetne ćwiczenie pobudzające nasz mózg do myślenia i takie układanki logiczne są bardzo rozwijające. Uwielbiam takie gry dla dzieci, które oprócz świetnej zabawy, dostarczają także innych tak ważnych bodźców.

„Blok w blok” polecam każdemu, naprawdę! Świetnie sprawdzi się podczas wieczornych potyczek wśród dorosłych i dzieci, a także do samodzielnego układania i zmagania się z coraz to trudniejszymi poziomami, które naprawdę nie należą do łatwych. Dla mnie wręcz niemożliwych do rozwiązania :D „Blok w blok” to niepozorna kostka, która naprawdę Was zaskoczy. Gwarantuję!

Polynesia” to nowa gra od wydawnictwa Stork Games, którą możecie już znaleźć w sklepach. Ja miałam przyjemność już w nią grać i na pewno zostanie tytułem, do którego będziemy często wracać. Standardowo pierwszą partię przegrałam, ale nie było tak źle, bo tylko jednym punktem! Wprawdzie przy pierwszej rozgrywce spaliłam trzech członków plemienia, ale starałam się jak mogłam. Nieprzemyślane decyzje mają swoje konsekwencje. Przy kolejnych było już tylko lepiej. Zapraszam!

Gra przeznaczona jest dla osób od 14 roku życia i dla 2 do 4 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjnie od 60 do 75 minut.

Polynesia” jest grą wydaną w języku angielskim, ale kupując ją w wersji od Stork Games, w komplecie otrzymujemy wydrukowaną, kolorową instrukcję w języku polskim. Oprócz tego dostaniemy także spolszczone karty pływów oraz pomoce dla graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Zacznę od tego, że „Polynesia” ma mnóstwo elementów! Duża plansza (mapa), planszetki gracza, karty pływów, woreczek, żetony, statki, ludziki i surowce są naprawdę świetnej jakości. Plansza jest bardzo solidna, podobnie jak planszetki graczy, a kolorowe drewniane elementy wykonano z niezwykłą starannością. „Polynesia” już na wstępnie urzekła mnie swoimi kolorami, bo jestem fanką różu, turkusu, fioletu i szarości – ta gra ma po prostu moje kolory! Jeżeli chodzi o wykonanie to naprawdę nie mam żadnych zastrzeżeń. Wszystko zapakowano w osobne woreczki, pudełko również jest solidne i na pewno dobrze będzie przechowywać grę. Jedyne co mogę zaznaczyć to surowce są bardzo małe i trzeba uważać, aby przypadkiem nie zabłądziły gdzieś pod łóżkiem, bo nam się kilka razy zdarzyło, na szczęście nikt nie ucierpiał.

Mapa jest dwustronna – z jednej strony znajdziemy plansze przeznaczoną do rozgrywki dla 2 graczy, na drugiej dla 3 oraz 4. Możemy zaopatrzyć się także w dodatkową mapę już dla bardziej ogranych zawodników, na której pływy są bardziej skomplikowane i utrudnione.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

„Polynesia” jest grą abstrakcyjną, która rozgrywa się około 30 000 lat temu. Ludzie zaczęli migrować na wschód i osiedlać się na wyspach Pacyfiku, a żeglarze musieli bazować jedynie na swojej spostrzegawczości i znajomości absolutnie wszystkiego co mogli spotkać na głębokich wodach. Począwszy od koloru wody, a skończywszy na obserwacji ryb.

Mieszkańcy nie mieli wyjścia i musieli uciekać przed powoli budzącym się do życia wulkanem, który od jakiegoś czasu począł wysyłać ostrzegawcze sygnały. Wypluwał z siebie groźnie wyglądające kłęby chmur, które złowrogo unosiły się nad kraterem, a coraz częstsze wstrząsy przyśpieszyły decyzję mieszkańców o ucieczce.

Naszym zadaniem jest poprowadzenie Plemienia przez nieznane wody Pacyfiku w poszukiwaniu bezpiecznego domu, jak najdalej od śmiercionośnego wulkanu, którego erupcja wisi na włosku. Będziemy musieli wytyczyć nowe szlaki morskie do nieodkrytych dotąd wysp, handlować z innymi Plemionami oraz ochronić wszystkich członków plemienia, aby nie dosięgnął ich nieokiełznany żywioł.

Nowy start zawsze jest trudny, a gracz, który najlepiej sprosta temu trudnemu zadaniu, zostanie okrzyknięty Pierwszym wśród wodzów polinezyjskich Plemion.

PODSUMOWANIE

„Polynesia” to na pierwszy rzut oka wydaje się skomplikowana przez mnogość elementów, ale to tylko mylne wrażenie. Gra jest bardzo prosta i przyjemna, do grania w rodzinnym gronie. Prosta, bo zasady nie są skomplikowane, jednak trzeba tutaj sporo myśleć. Ja przy pierwszej rozgrywce oczywiście nie pomyślałam, żeby zabrać moich członków plemienia z wyspy, z której nie miałam już możliwości ucieczki i dzięki temu marnie skończyli. Przy kolejnych już miałam inny pogląd na swoje działania i starałam się lepiej zarządzać swoimi ludźmi. Gra może zakończyć się na różnych etapach, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy wulkan wybuchnie i pochłonie wszystko na swojej drodze, również naszych ludzi. Dlatego starannie musimy zaplanować swoje ruchy wcześniej, aby później nie było wielkiego rozczarowania i dramatów. Grając w „Polynesię” nie mieliśmy większego problemu z gromadzeniem ryb i muszli, szło nam to w miarę płynnie. Szybko też umieszczaliśmy swoich ludzi na mapie, jednak tylko jeden z graczy najwyraźniej myślał bardziej i uniknął zwęglenia (raz, czy dwa :D).

W „Polyniesię” grało mi się naprawdę bardzo lekko i przyjemnie. Spokojna rozgrywka do spółki z mężem wywołała u nas bardzo pozytywne odczucia. Na początku trzeba ułożyć sobie jakąś strategię, ale jak wiadomo, nie zawsze wszystko idzie tak jak tego chcemy. Jednak dobrze jest się zastanowić w jakiej kolejności będziemy zamieszczać członków naszego plemienia na mapie i szybko ochronić ich przed wybuchem wulkanu. Prawidłowe rozmieszczenie szlaków, także jest szalenie ważne, bo wystarczy jedna mała pomyłka i nasz człowiek nie popłynie już dalej i zostanie na lądzie, który niedługo zostanie zniszczony.

Cześć! Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną odsłoną gry o Kocie Simona i jest nią „Kot Simona. Pora Karmienia” od wydawnictwa MDR. Miałam przyjemność recenzować już jedną grę z tej serii i odsyłam Was do niej tutaj: http://ephotography.pl/kot-simona-latajacy-obiad/. Dlatego niektóre elementy recenzji nie ulegną zmianie (na przykład zawartość pudełka i wykonanie).

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 5 roku życia i dla 2 do 8 graczy. Jedna rozgrywka powinna zając orientacyjnie 10 minut, więc jest to bardzo szybka gra już dla najmłodszych.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Gra „Pora karmienia”, w której główną rolę gra kot Simona, spodobała mi się tak samo jak „Latający obiad”. Niewielkich rozmiarów pudełeczko jest bardzo zgrabne, a w środku znajdziemy 60 bardzo dobrej jakości oraz instrukcję. Ilustracje są naprawdę urocze, a fani kota Simona będą naprawdę zadowoleni.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Celem gry „Kot Simona. Pora karmienia” jest zdobycie jak największej ilości punktów, a to za sprawą kart, które będziemy zbierać. Na kartach znajdujących się na stosie pośrodku stołu, znajdują się różne zadania, które gracze rozwiązują jednocześnie. Osoba, która jako pierwsza wskaże poprawną odpowiedź, zabiera kartę ze zwierzątkiem i tak zdobywa punkt. Na miejsce zabranej karty odkrywamy kolejną i gra toczy się dalej.

PODSUMOWANIE

„Kot Simona. Pora karmienia” to króciutka i przyjemna gra, idealna dla dzieci, które szybko się nudzą, a ta zgrabna gra jest dynamiczna i wymaga dużej spostrzegawczości i refleksu, bo kto pierwszy ten lepszy! Jednocześnie musimy się także skupić i jak najszybciej rozwiązać zadania znajdujące się na kartach. Są one różne i wyglądają inaczej, przez co rozgrywka jest jeszcze bardziej urozmaicona i ciekawsza. Także motyw przewodni jest bardzo interesujący, a ilustracje głodnych zwierzaków są cudowne. Najbardziej urzekł mnie pająk i ślimak :D

Gra jest naprawdę bardzo ładna i świetnie sprawdzi się do szybkich partyjek i jako przerywnik pomiędzy większymi tytułami dla dorosłych. Osobiście bardzo lubię takie gry, które wymagają od nas refleksu i spostrzegawczości, bo wtedy walka jest bardzo zacięta.

„Porę karmienia” polecam szczególnie dzieciom, które szybko się nudzą i lubią szybkie oraz dynamiczne rozgrywki, w których ciągle się coś dzieje. Do tego okraszone świetnymi ilustracjami ze znanym kotem sprawdzą się idealnie. Córka uwielbia przeróżne labirynty i w tej grze jeździ sobie po nich paluszkiem, żeby znaleźć poprawne zwierzątko – w tym radzi sobie naprawdę świetnie. Gramy powolutku, bo z dorosłym nie ma niestety szans, ale przecież chodzi także o świetną zabawę! Uczy skupienia i wytrwałości a także dużej spostrzegawczości.

Jak widzicie, recenzja nie różni się wiele od mojej poprzedniej gry z tej serii, ponieważ „Pora karmienia” jest na tym samym poziomie, jedynie co się zmieniło to zasady rozgrywki i motyw przewodni. Fajne jest to, że możemy cieszyć się rozgrywką z kotem Simona na wiele sposobów i ciężko się będzie szybko znudzić tymi grami, szczególnie jeżeli mamy komplet.

Tej gry nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, prawda? „Papier, kamień nożyce” zna chyba każdy z nas, a ja chciałabym pokazać Wam jej wariację pod postacią gry planszowej dla najmłodszych! Jest to nieco dłuższa wersja skierowania dla dzieci, które do wspólnej zabawy przy planszy otrzymają także karty i kostkę. Tą grą jest oczywiście „Papier? Kamień? Nożyce? JUNIOR” od wydawnictwa Alexander. Zapraszam!

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 4 roku życia i dla 2 do 5 graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Pudełko jest niewielkich rozmiarów i wszystko mieści się w nim idealnie. W środku znajdziemy planszę, pionki, jedną kostkę karty oraz żetony. Wszystko jak zawsze pasuje do siebie kolorystycznie i jest bardzo dobrej jakości. Plansza jest gruba, kostka duża i solidna. Jedynie czarne zwierzęta znajdujące się na kostce są lekko zadrapane, ale nie przeszkadza to w żaden sposób w rozgrywce.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Ta gra, podobnie jak każdemu znany „Papier, nożyce, kamień”, nie ma żadnych skomplikowanych zasad. Gra jest jednak oprawiona w fajny sposób, który z pewnością zainteresuje dzieci już od najmłodszych lat.

Zasada w tej wariacji jest taka: SŁOŃ boi się MYSZY, MYSZ boi się KOTA, a KOT boi się SŁONIA. I tak naprawdę to tyle jeśli chodzi o najważniejsze zasady. Każdy z graczy otrzymuje trzy karty z wizerunkami zwierzaków, a kiedy na kostce wyskoczy dany symbol, musimy albo jak najszybciej położyć żeton na danym zwierzaku, albo szybko rzucić kartę z poprawnym obrazkiem na środek. Osoba, która jako pierwsza poda poprawną odpowiedź zdobywa punkt i przesuwa się pionkiem po planszy.

PODSUMOWANIE

„Papier? Kamień? Nożyce?” to bardzo prościutka i szybka gra od wydawnictwa Alexander. Szczególnie przyjazna dla dzieci od 4 roku życia. Przy pierwszych rozgrywkach trzeba było mocno tłumaczyć dlaczego wielki słoń boi się malutkiej myszki i wyjaśnić to jakoś córce, szczególnie że nie ma w tym żadnej logiki i ten mit jest tylko w bajkach. Doskonale wie, że myszki boją się kotów, a kot boi się słonia bo jest wielki i dudniący. Natomiast problemem była właśnie zależność mysz – słoń. Oczywiście w końcu przyjęła tę zasadę do wiadomości, ale lekko nie było :D Grałyśmy powoli, mimo tego, że jest to gra na szybkie skojarzenia. Gra ma malutko elementów do kojarzenia i osoba dorosła poda odpowiedź w przeciągu sekundy, a dziecko (szczególnie to młodsze) potrzebuje chwili skupienia. Dlatego dorośli muszą dać swoim dzieciom fory, lub zostawić rozgrywkę tylko maluchom. Oczywiście czasem nie ma takiej możliwości, ale ta gra dla dorosłych jest zbyt prosta, banalna wręcz. Dlatego jest świetna dla dzieci, nawet najmłodszych, które będą grały razem w swoim tempie. W tej grze jest wygrany i przegrany, więc element rywalizacji także jest odczuwalny. Moim zdaniem jest to ciekawa wariacja na temat tak popularnej gry, która została ubrana w ładne ilustracje idealne dla dzieci.

Palec Boży” od wydawnictwa Foxgames to kolejna świetna gra na naszej półce. Zabawna, dynamiczna i bardzo wciągająca, świetnie sprawdzi się w większym gronie i nie tylko. Jeżeli nie znacie jeszcze gier, w których trzeba „pstrykać” – bardzo serdecznie polecam Wam właśnie tę pozycję. Zapraszam!

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 8 roku życia i dla 2 do 4 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjnie od 15 do 40 minut.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Zacznę może od samego pudełka, które jest absolutnie nie do ustawienia na regale, ale to dodaje tej grze tylko wyjątkowości :D Mój „Palec Boży” na szczęście znalazł wygodne miejsce na regale i prezentuje się naprawdę dobrze. Pudełko jest podłużne, wąskie i sporych rozmiarów, ale jest ku temu bardzo istotny powód. W środku znajdziemy zwiniętą matę, która pełni rolę naszej planszy. Jest świetna! Miękka i śliczna :D Wszystkie komponenty są drewniane i mają naprawdę ładne kolory. Do kart oraz żetonów również nie mam zastrzeżeń. Karty naszych postaci są duże i mają bardzo fajną fakturę oraz ciekawe ilustracje.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Gra jest bardzo prosta, a jej zasad można się nauczyć w kilka chwil. Głównym zadaniem jest pstrykanie, pstrykanie, pstrykanie i jeszcze raz pstrykanie, czyli to co w tej grze najlepsze! Aby gra była ciekawsza, na początku każdej tury głosujemy na jedną z dwóch kart prawa i nasza rozgrywka staje się o wiele bardziej interesująca. Następnie każdy z graczy pstryka swoim prorokiem, aby zdobyć jak najwięcej wyznawców. Możemy także wypstrykać naszych przeciwników, ale wtedy możemy tak naprawdę wypstrykać się też z gry. Zapewniam Was, że to całe pstrykanie to nie jest taka prosta sprawa :D Po każdej rundzie otrzymujemy punkty, a na koniec ostatniej podliczamy je. Zawodnik z największą ilością punktów zwycięstwa wgrywa.

PODSUMOWANIE

Palec Boży” od Foxgames jest naszą pierwszą pstrykaną grą, w której się totalnie się zakochaliśmy. Tyle śmiechu i planowania niecnych posunięć już dawno nie było. Najlepsza gra na poprawę nastroju i na dobry humor :D Kiedy ambitnie chcieliśmy wypstrykać innego proroka z danej wyspy, szacowania nie było końca. Ustawialiśmy palce pod odpowiednim kątem i ten taktyczny zamach, który ostatecznie przesuwał naszego pionka o 5 mm – mistrzostwo. :D Kolejnym świetnym ruchem jest wypstrykanie naszych cennych proroków poza plansze lub pod łóżko. Tak, to również jest częste. Oczywiście po drodze omijamy absolutnie wszystkich przeciwników i tylko nasz prorok z rozmachem leci przez pół pokoju :D Gra jest naprawdę bardzo przyjemna i bardzo prosta. Pstrykanie daje nam dużo radości, a kiedy uda nam się wypstrykać z wyspy innego złego proroka, wiwatów nie było końca. Bo to wcale nie jest takie łatwe! Każdy pewnie myśli, że takie pstrykanie palcami to każdy potrafi. Owszem, ale w międzyczasie trzeba liczyć w głowie odpowiednie wzory na… na wszystko, ja naturalnie ich nie znam i żartuję, ale te zamachy i nie trafianie w proroka są przekomiczne. Kiedy mnie się wydawało, że mam czysty i prosty strzał, nagle mój prorok niknął gdzieś w czeluściach otchłani i tyle go widziałam. Tak ta gra właśnie wygląda :D Pierwsza moja myśl była taka, że to gra dobra dla dzieci. Absolutnie nie!!! Toż to idealna gra dla dorosłych :D Szczerze i z czystym sumieniem polecam Wam „Palec Boży”. Gra jest świetna :)

Hejka! Lubicie wykreślanki? Ja nie wiedziałam czy lubię, dopóki w moje ręce nie wpadła ta malutka, niepozorna gra, w której się totalnie zakochałam! Jest to oczywiście „Smoothies” od Muduko. Wystarczą kostki, bloczek z arkuszami oraz coś do pisania i mamy świetną zabawę na dłuższą chwilę. Zapraszam!

Gra przeznaczona jest dla osób od 10 roku życia i dla 1 do 4 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć około 30 minut. My w 4 graliśmy zdecydowanie dłużej :D „Smoothies” jest grą kościaną.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Gra „Smoothies” jest bardzo urocza: malutkie pudełeczko, kolorowe kostki i małe ołówki. Do tego otrzymujemy gruby bloczek z arkuszami, równie kolorowy co sama gra. Wszystko wykonane jest bardzo dobrze, jedynie trzeba przyzwyczaić się do koloru jednej kostki, który nieco odbiega od rzeczywistości. Ja wiem, że to jest turkusowy, ale mężczyźni kochają się sprzeczać o kolory :D

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Nigdy nie wpadłabym na to, aby stworzyć grę, w której mamy dwa blendery i kostki, a naszym celem jest zrobienie z nich pysznego smoothies. Pewnie dlatego nie robię gier. ŻADNYCH :D

Nasze kostki to pyszne i soczyste owoce, a my musimy wybrać najsmaczniejsze smoothies, które z nich powstanie i wykreślić pasujące pole na naszym arkuszu. Gracz, który zdobędzie najwięcej punktów – wygrywa.

Gra brzmi prosto i banalnie, ale jest mnóstwo rzeczy, które możemy w niej robić i trzeba chwilkę pogłówkować :) Ja się zakochałam!

PODSUMOWANIE

Tak jak już wspominałam – osobiście zakochałam się w „Smoothies” . Kiedy wyjęłam ją z paczki mocno się zdziwiłam, bo nie wiedziałam, że będzie taka malutka! Idealnie zmieści się do torebki i nawet większej kieszeni w kurtce :D Sama gra zajmuje malutko miejsca, a blendery są tak naprawdę pudełkiem. Świetne rozwiązanie! Wszystko co potrzebne nam do gry mamy tak naprawdę w jednym miejscu i niewiele trzeba, aby dobrze się bawić. Miałam możliwość grać w „Smoothies” w dwie jak i w cztery osoby i nie mam tutaj faworyta. Jednak rozgrywka dla 4 graczy trwała w naszym przypadku o wiele dłużej, ale jako że była to pierwsza rozgrywka w większym gronie, musieliśmy się jej po prostu nauczyć. Wszystkim się spodobała i wytrwale walczyliśmy do samego końca. Gra na początku może wydać się nieco zagmatwana, ale już po chwili wszystko staje się jasne. Na pewno często będę wracać do tego tytułu i czeka mnie jeszcze wariant solo, którego jestem niezmiernie ciekawa. „Smoothies” jest grą kościaną z wykreślanką, która przypadnie do gustu fanom takich gier. Przyznam, że jest to pierwsza taka gra w mojej kolekcji i na pewno nie ostatnia! Okazało się, że lubię wykreślać :D Bardzo polecam Wam tę pyszną grę :)

Cześć! Tym razem mam dla Was moją opinię na temat gry od Kukuryku i jest nią „Zakręcone robale”. O tej grze słyszałam mnóstwo dobrego, ale czekałam na odpowiedni moment, aby pokazać ją mojej córce. Gra przeznaczona jest wprawdzie dla dzieci od 5 roku życia, ale 4 latki bez problemu powinny sobie z nią poradzić. Zapraszam!

* Na zdjęciach przedstawiam autentyczną (pierwszą) rozgrywkę z czterolatką. Wiem, że niektóre tafelki są źle ułożone i poprzesuwały się przypadkiem, nie zauważyłam ich, ale była to nasza testowa rozgrywka :)

„Zakręcone robale” są grą przeznaczoną dla dzieci od 5 roku życia i dla 2-4 graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

W pudełku znajdziemy aż 96 tafelków z zakręconymi robalami, instrukcję oraz notes do zapisywania wyników. Tutaj opis będzie krótki, bo absolutnie nie ma o czym pisać :D Wszystkie tafelki są bardzo dobrze wykonane, ilustracje kolorowe i przejrzyste, a notes wystarczy nam na mnóstwo rozgrywek.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Naszym głównym zadaniem jest układanie jak najdłuższych robali, za które otrzymujemy punkty. Im dłuższy robak tym lepiej, ale najkrótszy musi składać się co najmniej z głowy i z ogona. Zwycięzcą jest gracz, który zdobędzie największą ilość punktów. Brzmi prosto? I takie jest! Ale najeży układać nasze tafelki tak, aby pasowały do siebie kolorystycznie i czuwać, aby każdy dołożony tafelek pasował do tych otaczających go.

PODSUMOWANIE

Gra jest świetna! Idealnie sprawdziła się dla mojej córki w wieku 4 lat i 4 miesięcy. Jest to bardzo przyjemna, prosta i lekka gra, w którą gra się szybko i dynamicznie. Oczywiście musimy się zastanowić gdzie ułożyć nasz tafelek z kawałkiem robala, ale nie trwało to u nas szczególnie długo (4 latki nie słyną z ogromnych pokładów cierpliwości :D). Dlatego też nasza pierwsza robaczkowa układanka wygląda jak wygląda. Zabawa była świetna i podobało jej się także układanie „słodkich malutkich robaczków” składających się tylko z głowy i ogona. Uważam, że 4 latki spokojnie sobie z nią poradzą, bo nie ma w niej nic skomplikowanego, należy tylko pamiętać o prostych zasadach i ewentualnie czasem podpowiedzieć dziecku, jeżeli będzie chciało ułożyć tafelek w niedozwolonym miejscu. Robale są kolorowe i naprawdę zakręcone, a plansza która powstaje z rundy na rundy, nieustannie się u nas rozrastała. Nam grało się w nią świetnie i będę polecać ją każdemu :) Rodzice również się przy niej nie znudzą, bo pewnie będziemy szukać taktycznych ruchów, aby stworzyć jak najdłuższego robala :D

Cześć! Dzisiaj chciałabym pokazać Wam grę dla najmłodszych dzieci od wydawnictwa Alexander i jest nią „Złap robala”. Prościutka, przyjemna gra, w której naszym zadaniem jest nakarmić głodne pisklęta. Zapraszam!

„Złap robala” jest grą przeznaczoną dla dzieci od 4 roku życia i dla 2 do 4 graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Zawsze zwracam uwagę na wykonanie gier, szczególnie tych dla dzieci, ponieważ takie gry najczęściej (całkiem przypadkiem) mogą się zniszczyć. I w grze „Złap robala” nie mam się absolutnie do czego przyczepić. Plansza (trawnik) jest gruba i solidna, kostki również wykonano z fajnego materiału. Podobnie gniazda naszych głodomorów i same robale. Robale są jednak dosyć „wiotkie” i podczas wkładania je w podstawki lepiej, aby zrobił to dorosły. Robaczki są również z grubszej tektury, ale są długie i wąskie przez co naprawdę przypadkiem można je uszkodzić podczas montowania. Wszystkie elementy są kolorowe i charakterystyczne dla wydawnictwa Alexander.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Naszym zadaniem jest nakarmienie bardzo głodnych piskląt, które potrzebują naszej pomocy. Musimy wcielić się w rolę ptasiej mamy i zaspokoić głód maluchów. Aby brzuchy były pełne, pisklęta muszą zjeść trzy robale – żółtego, czerwonego oraz niebieskiego. To będzie naszym głównym zadaniem.

Aby nakarmić pisklęta, będziemy musieli rzucać naszymi kostkami tak, aby wpadały trzy części robaka w danym kolorze: ogon, tułów oraz głowa. Jeżeli nam się to uda, zabieramy robaka i wkładamy go do gniazda. Dodatkowo nasze kostki muszą znaleźć się w obrębie tarczy trawnika, a każdemu z graczy przysługują także dodatkowe rzuty tak zwane „poprawki”.

Możemy zbierać także różnokolorowe robale i kiedy zdobędziemy takie trzy, wtedy możemy wymienić go na robaka w brakującym nam jednolitym kolorze.

Wygrywa zawodnik, który jako pierwszy zbierze trzy jednokolorowe robale.

PODSUMOWANIE

Gra „Złap robala” jest bardzo fajną grą, która świetnie sprawdzi się już dla dzieci od 4 roku życia. Moja córka, która jest właśnie w tym wieku, nie miała najmniejszej trudności z tą grą i bardzo jej się spodobała. Ona ma szczęście do kostek i przy większości rzutów od razu trafiała w jednokolorowe robaki, przez co gra skończyła się bardzo szybko i nawet nie zdążyła zebrać żadnych wielokolorowych robaków. Dodatkowym elementem, który wprowadziła, było karmienie pisklaków w gnieździe. Każdy dostał swojego robala do dzióbka :D Dziecięca wyobraźnia nie zna granic :) Lubię gry, w których znajdują się dodatkowe elementy urozmaicające rozgrywkę, w tym przypadku są to kolorowe robaki. Moim zdaniem takie dodatki bardzo przyciągają dzieci do zabawy, bo nie są to tylko zwykłe pionki i plansza. Gra może być także świetną zabawą nawet dla młodszych dzieci, które poznają kolory, choć w tej grze nie ma ich wiele, ale można się przy tym dobrze bawić.