Author

Nolijka

Browsing

Polynesia” to nowa gra od wydawnictwa Stork Games, którą możecie już znaleźć w sklepach. Ja miałam przyjemność już w nią grać i na pewno zostanie tytułem, do którego będziemy często wracać. Standardowo pierwszą partię przegrałam, ale nie było tak źle, bo tylko jednym punktem! Wprawdzie przy pierwszej rozgrywce spaliłam trzech członków plemienia, ale starałam się jak mogłam. Nieprzemyślane decyzje mają swoje konsekwencje. Przy kolejnych było już tylko lepiej. Zapraszam!

Gra przeznaczona jest dla osób od 14 roku życia i dla 2 do 4 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjnie od 60 do 75 minut.

Polynesia” jest grą wydaną w języku angielskim, ale kupując ją w wersji od Stork Games, w komplecie otrzymujemy wydrukowaną, kolorową instrukcję w języku polskim. Oprócz tego dostaniemy także spolszczone karty pływów oraz pomoce dla graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Zacznę od tego, że „Polynesia” ma mnóstwo elementów! Duża plansza (mapa), planszetki gracza, karty pływów, woreczek, żetony, statki, ludziki i surowce są naprawdę świetnej jakości. Plansza jest bardzo solidna, podobnie jak planszetki graczy, a kolorowe drewniane elementy wykonano z niezwykłą starannością. „Polynesia” już na wstępnie urzekła mnie swoimi kolorami, bo jestem fanką różu, turkusu, fioletu i szarości – ta gra ma po prostu moje kolory! Jeżeli chodzi o wykonanie to naprawdę nie mam żadnych zastrzeżeń. Wszystko zapakowano w osobne woreczki, pudełko również jest solidne i na pewno dobrze będzie przechowywać grę. Jedyne co mogę zaznaczyć to surowce są bardzo małe i trzeba uważać, aby przypadkiem nie zabłądziły gdzieś pod łóżkiem, bo nam się kilka razy zdarzyło, na szczęście nikt nie ucierpiał.

Mapa jest dwustronna – z jednej strony znajdziemy plansze przeznaczoną do rozgrywki dla 2 graczy, na drugiej dla 3 oraz 4. Możemy zaopatrzyć się także w dodatkową mapę już dla bardziej ogranych zawodników, na której pływy są bardziej skomplikowane i utrudnione.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

„Polynesia” jest grą abstrakcyjną, która rozgrywa się około 30 000 lat temu. Ludzie zaczęli migrować na wschód i osiedlać się na wyspach Pacyfiku, a żeglarze musieli bazować jedynie na swojej spostrzegawczości i znajomości absolutnie wszystkiego co mogli spotkać na głębokich wodach. Począwszy od koloru wody, a skończywszy na obserwacji ryb.

Mieszkańcy nie mieli wyjścia i musieli uciekać przed powoli budzącym się do życia wulkanem, który od jakiegoś czasu począł wysyłać ostrzegawcze sygnały. Wypluwał z siebie groźnie wyglądające kłęby chmur, które złowrogo unosiły się nad kraterem, a coraz częstsze wstrząsy przyśpieszyły decyzję mieszkańców o ucieczce.

Naszym zadaniem jest poprowadzenie Plemienia przez nieznane wody Pacyfiku w poszukiwaniu bezpiecznego domu, jak najdalej od śmiercionośnego wulkanu, którego erupcja wisi na włosku. Będziemy musieli wytyczyć nowe szlaki morskie do nieodkrytych dotąd wysp, handlować z innymi Plemionami oraz ochronić wszystkich członków plemienia, aby nie dosięgnął ich nieokiełznany żywioł.

Nowy start zawsze jest trudny, a gracz, który najlepiej sprosta temu trudnemu zadaniu, zostanie okrzyknięty Pierwszym wśród wodzów polinezyjskich Plemion.

PODSUMOWANIE

„Polynesia” to na pierwszy rzut oka wydaje się skomplikowana przez mnogość elementów, ale to tylko mylne wrażenie. Gra jest bardzo prosta i przyjemna, do grania w rodzinnym gronie. Prosta, bo zasady nie są skomplikowane, jednak trzeba tutaj sporo myśleć. Ja przy pierwszej rozgrywce oczywiście nie pomyślałam, żeby zabrać moich członków plemienia z wyspy, z której nie miałam już możliwości ucieczki i dzięki temu marnie skończyli. Przy kolejnych już miałam inny pogląd na swoje działania i starałam się lepiej zarządzać swoimi ludźmi. Gra może zakończyć się na różnych etapach, ponieważ nigdy nie wiadomo, kiedy wulkan wybuchnie i pochłonie wszystko na swojej drodze, również naszych ludzi. Dlatego starannie musimy zaplanować swoje ruchy wcześniej, aby później nie było wielkiego rozczarowania i dramatów. Grając w „Polynesię” nie mieliśmy większego problemu z gromadzeniem ryb i muszli, szło nam to w miarę płynnie. Szybko też umieszczaliśmy swoich ludzi na mapie, jednak tylko jeden z graczy najwyraźniej myślał bardziej i uniknął zwęglenia (raz, czy dwa :D).

W „Polyniesię” grało mi się naprawdę bardzo lekko i przyjemnie. Spokojna rozgrywka do spółki z mężem wywołała u nas bardzo pozytywne odczucia. Na początku trzeba ułożyć sobie jakąś strategię, ale jak wiadomo, nie zawsze wszystko idzie tak jak tego chcemy. Jednak dobrze jest się zastanowić w jakiej kolejności będziemy zamieszczać członków naszego plemienia na mapie i szybko ochronić ich przed wybuchem wulkanu. Prawidłowe rozmieszczenie szlaków, także jest szalenie ważne, bo wystarczy jedna mała pomyłka i nasz człowiek nie popłynie już dalej i zostanie na lądzie, który niedługo zostanie zniszczony.

Cześć! Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną odsłoną gry o Kocie Simona i jest nią „Kot Simona. Pora Karmienia” od wydawnictwa MDR. Miałam przyjemność recenzować już jedną grę z tej serii i odsyłam Was do niej tutaj: http://ephotography.pl/kot-simona-latajacy-obiad/. Dlatego niektóre elementy recenzji nie ulegną zmianie (na przykład zawartość pudełka i wykonanie).

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 5 roku życia i dla 2 do 8 graczy. Jedna rozgrywka powinna zając orientacyjnie 10 minut, więc jest to bardzo szybka gra już dla najmłodszych.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Gra „Pora karmienia”, w której główną rolę gra kot Simona, spodobała mi się tak samo jak „Latający obiad”. Niewielkich rozmiarów pudełeczko jest bardzo zgrabne, a w środku znajdziemy 60 bardzo dobrej jakości oraz instrukcję. Ilustracje są naprawdę urocze, a fani kota Simona będą naprawdę zadowoleni.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Celem gry „Kot Simona. Pora karmienia” jest zdobycie jak największej ilości punktów, a to za sprawą kart, które będziemy zbierać. Na kartach znajdujących się na stosie pośrodku stołu, znajdują się różne zadania, które gracze rozwiązują jednocześnie. Osoba, która jako pierwsza wskaże poprawną odpowiedź, zabiera kartę ze zwierzątkiem i tak zdobywa punkt. Na miejsce zabranej karty odkrywamy kolejną i gra toczy się dalej.

PODSUMOWANIE

„Kot Simona. Pora karmienia” to króciutka i przyjemna gra, idealna dla dzieci, które szybko się nudzą, a ta zgrabna gra jest dynamiczna i wymaga dużej spostrzegawczości i refleksu, bo kto pierwszy ten lepszy! Jednocześnie musimy się także skupić i jak najszybciej rozwiązać zadania znajdujące się na kartach. Są one różne i wyglądają inaczej, przez co rozgrywka jest jeszcze bardziej urozmaicona i ciekawsza. Także motyw przewodni jest bardzo interesujący, a ilustracje głodnych zwierzaków są cudowne. Najbardziej urzekł mnie pająk i ślimak :D

Gra jest naprawdę bardzo ładna i świetnie sprawdzi się do szybkich partyjek i jako przerywnik pomiędzy większymi tytułami dla dorosłych. Osobiście bardzo lubię takie gry, które wymagają od nas refleksu i spostrzegawczości, bo wtedy walka jest bardzo zacięta.

„Porę karmienia” polecam szczególnie dzieciom, które szybko się nudzą i lubią szybkie oraz dynamiczne rozgrywki, w których ciągle się coś dzieje. Do tego okraszone świetnymi ilustracjami ze znanym kotem sprawdzą się idealnie. Córka uwielbia przeróżne labirynty i w tej grze jeździ sobie po nich paluszkiem, żeby znaleźć poprawne zwierzątko – w tym radzi sobie naprawdę świetnie. Gramy powolutku, bo z dorosłym nie ma niestety szans, ale przecież chodzi także o świetną zabawę! Uczy skupienia i wytrwałości a także dużej spostrzegawczości.

Jak widzicie, recenzja nie różni się wiele od mojej poprzedniej gry z tej serii, ponieważ „Pora karmienia” jest na tym samym poziomie, jedynie co się zmieniło to zasady rozgrywki i motyw przewodni. Fajne jest to, że możemy cieszyć się rozgrywką z kotem Simona na wiele sposobów i ciężko się będzie szybko znudzić tymi grami, szczególnie jeżeli mamy komplet.

Tej gry nie trzeba chyba nikomu przedstawiać, prawda? „Papier, kamień nożyce” zna chyba każdy z nas, a ja chciałabym pokazać Wam jej wariację pod postacią gry planszowej dla najmłodszych! Jest to nieco dłuższa wersja skierowania dla dzieci, które do wspólnej zabawy przy planszy otrzymają także karty i kostkę. Tą grą jest oczywiście „Papier? Kamień? Nożyce? JUNIOR” od wydawnictwa Alexander. Zapraszam!

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 4 roku życia i dla 2 do 5 graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Pudełko jest niewielkich rozmiarów i wszystko mieści się w nim idealnie. W środku znajdziemy planszę, pionki, jedną kostkę karty oraz żetony. Wszystko jak zawsze pasuje do siebie kolorystycznie i jest bardzo dobrej jakości. Plansza jest gruba, kostka duża i solidna. Jedynie czarne zwierzęta znajdujące się na kostce są lekko zadrapane, ale nie przeszkadza to w żaden sposób w rozgrywce.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Ta gra, podobnie jak każdemu znany „Papier, nożyce, kamień”, nie ma żadnych skomplikowanych zasad. Gra jest jednak oprawiona w fajny sposób, który z pewnością zainteresuje dzieci już od najmłodszych lat.

Zasada w tej wariacji jest taka: SŁOŃ boi się MYSZY, MYSZ boi się KOTA, a KOT boi się SŁONIA. I tak naprawdę to tyle jeśli chodzi o najważniejsze zasady. Każdy z graczy otrzymuje trzy karty z wizerunkami zwierzaków, a kiedy na kostce wyskoczy dany symbol, musimy albo jak najszybciej położyć żeton na danym zwierzaku, albo szybko rzucić kartę z poprawnym obrazkiem na środek. Osoba, która jako pierwsza poda poprawną odpowiedź zdobywa punkt i przesuwa się pionkiem po planszy.

PODSUMOWANIE

„Papier? Kamień? Nożyce?” to bardzo prościutka i szybka gra od wydawnictwa Alexander. Szczególnie przyjazna dla dzieci od 4 roku życia. Przy pierwszych rozgrywkach trzeba było mocno tłumaczyć dlaczego wielki słoń boi się malutkiej myszki i wyjaśnić to jakoś córce, szczególnie że nie ma w tym żadnej logiki i ten mit jest tylko w bajkach. Doskonale wie, że myszki boją się kotów, a kot boi się słonia bo jest wielki i dudniący. Natomiast problemem była właśnie zależność mysz – słoń. Oczywiście w końcu przyjęła tę zasadę do wiadomości, ale lekko nie było :D Grałyśmy powoli, mimo tego, że jest to gra na szybkie skojarzenia. Gra ma malutko elementów do kojarzenia i osoba dorosła poda odpowiedź w przeciągu sekundy, a dziecko (szczególnie to młodsze) potrzebuje chwili skupienia. Dlatego dorośli muszą dać swoim dzieciom fory, lub zostawić rozgrywkę tylko maluchom. Oczywiście czasem nie ma takiej możliwości, ale ta gra dla dorosłych jest zbyt prosta, banalna wręcz. Dlatego jest świetna dla dzieci, nawet najmłodszych, które będą grały razem w swoim tempie. W tej grze jest wygrany i przegrany, więc element rywalizacji także jest odczuwalny. Moim zdaniem jest to ciekawa wariacja na temat tak popularnej gry, która została ubrana w ładne ilustracje idealne dla dzieci.

Palec Boży” od wydawnictwa Foxgames to kolejna świetna gra na naszej półce. Zabawna, dynamiczna i bardzo wciągająca, świetnie sprawdzi się w większym gronie i nie tylko. Jeżeli nie znacie jeszcze gier, w których trzeba „pstrykać” – bardzo serdecznie polecam Wam właśnie tę pozycję. Zapraszam!

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 8 roku życia i dla 2 do 4 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjnie od 15 do 40 minut.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Zacznę może od samego pudełka, które jest absolutnie nie do ustawienia na regale, ale to dodaje tej grze tylko wyjątkowości :D Mój „Palec Boży” na szczęście znalazł wygodne miejsce na regale i prezentuje się naprawdę dobrze. Pudełko jest podłużne, wąskie i sporych rozmiarów, ale jest ku temu bardzo istotny powód. W środku znajdziemy zwiniętą matę, która pełni rolę naszej planszy. Jest świetna! Miękka i śliczna :D Wszystkie komponenty są drewniane i mają naprawdę ładne kolory. Do kart oraz żetonów również nie mam zastrzeżeń. Karty naszych postaci są duże i mają bardzo fajną fakturę oraz ciekawe ilustracje.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Gra jest bardzo prosta, a jej zasad można się nauczyć w kilka chwil. Głównym zadaniem jest pstrykanie, pstrykanie, pstrykanie i jeszcze raz pstrykanie, czyli to co w tej grze najlepsze! Aby gra była ciekawsza, na początku każdej tury głosujemy na jedną z dwóch kart prawa i nasza rozgrywka staje się o wiele bardziej interesująca. Następnie każdy z graczy pstryka swoim prorokiem, aby zdobyć jak najwięcej wyznawców. Możemy także wypstrykać naszych przeciwników, ale wtedy możemy tak naprawdę wypstrykać się też z gry. Zapewniam Was, że to całe pstrykanie to nie jest taka prosta sprawa :D Po każdej rundzie otrzymujemy punkty, a na koniec ostatniej podliczamy je. Zawodnik z największą ilością punktów zwycięstwa wgrywa.

PODSUMOWANIE

Palec Boży” od Foxgames jest naszą pierwszą pstrykaną grą, w której się totalnie się zakochaliśmy. Tyle śmiechu i planowania niecnych posunięć już dawno nie było. Najlepsza gra na poprawę nastroju i na dobry humor :D Kiedy ambitnie chcieliśmy wypstrykać innego proroka z danej wyspy, szacowania nie było końca. Ustawialiśmy palce pod odpowiednim kątem i ten taktyczny zamach, który ostatecznie przesuwał naszego pionka o 5 mm – mistrzostwo. :D Kolejnym świetnym ruchem jest wypstrykanie naszych cennych proroków poza plansze lub pod łóżko. Tak, to również jest częste. Oczywiście po drodze omijamy absolutnie wszystkich przeciwników i tylko nasz prorok z rozmachem leci przez pół pokoju :D Gra jest naprawdę bardzo przyjemna i bardzo prosta. Pstrykanie daje nam dużo radości, a kiedy uda nam się wypstrykać z wyspy innego złego proroka, wiwatów nie było końca. Bo to wcale nie jest takie łatwe! Każdy pewnie myśli, że takie pstrykanie palcami to każdy potrafi. Owszem, ale w międzyczasie trzeba liczyć w głowie odpowiednie wzory na… na wszystko, ja naturalnie ich nie znam i żartuję, ale te zamachy i nie trafianie w proroka są przekomiczne. Kiedy mnie się wydawało, że mam czysty i prosty strzał, nagle mój prorok niknął gdzieś w czeluściach otchłani i tyle go widziałam. Tak ta gra właśnie wygląda :D Pierwsza moja myśl była taka, że to gra dobra dla dzieci. Absolutnie nie!!! Toż to idealna gra dla dorosłych :D Szczerze i z czystym sumieniem polecam Wam „Palec Boży”. Gra jest świetna :)

Hejka! Lubicie wykreślanki? Ja nie wiedziałam czy lubię, dopóki w moje ręce nie wpadła ta malutka, niepozorna gra, w której się totalnie zakochałam! Jest to oczywiście „Smoothies” od Muduko. Wystarczą kostki, bloczek z arkuszami oraz coś do pisania i mamy świetną zabawę na dłuższą chwilę. Zapraszam!

Gra przeznaczona jest dla osób od 10 roku życia i dla 1 do 4 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć około 30 minut. My w 4 graliśmy zdecydowanie dłużej :D „Smoothies” jest grą kościaną.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Gra „Smoothies” jest bardzo urocza: malutkie pudełeczko, kolorowe kostki i małe ołówki. Do tego otrzymujemy gruby bloczek z arkuszami, równie kolorowy co sama gra. Wszystko wykonane jest bardzo dobrze, jedynie trzeba przyzwyczaić się do koloru jednej kostki, który nieco odbiega od rzeczywistości. Ja wiem, że to jest turkusowy, ale mężczyźni kochają się sprzeczać o kolory :D

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Nigdy nie wpadłabym na to, aby stworzyć grę, w której mamy dwa blendery i kostki, a naszym celem jest zrobienie z nich pysznego smoothies. Pewnie dlatego nie robię gier. ŻADNYCH :D

Nasze kostki to pyszne i soczyste owoce, a my musimy wybrać najsmaczniejsze smoothies, które z nich powstanie i wykreślić pasujące pole na naszym arkuszu. Gracz, który zdobędzie najwięcej punktów – wygrywa.

Gra brzmi prosto i banalnie, ale jest mnóstwo rzeczy, które możemy w niej robić i trzeba chwilkę pogłówkować :) Ja się zakochałam!

PODSUMOWANIE

Tak jak już wspominałam – osobiście zakochałam się w „Smoothies” . Kiedy wyjęłam ją z paczki mocno się zdziwiłam, bo nie wiedziałam, że będzie taka malutka! Idealnie zmieści się do torebki i nawet większej kieszeni w kurtce :D Sama gra zajmuje malutko miejsca, a blendery są tak naprawdę pudełkiem. Świetne rozwiązanie! Wszystko co potrzebne nam do gry mamy tak naprawdę w jednym miejscu i niewiele trzeba, aby dobrze się bawić. Miałam możliwość grać w „Smoothies” w dwie jak i w cztery osoby i nie mam tutaj faworyta. Jednak rozgrywka dla 4 graczy trwała w naszym przypadku o wiele dłużej, ale jako że była to pierwsza rozgrywka w większym gronie, musieliśmy się jej po prostu nauczyć. Wszystkim się spodobała i wytrwale walczyliśmy do samego końca. Gra na początku może wydać się nieco zagmatwana, ale już po chwili wszystko staje się jasne. Na pewno często będę wracać do tego tytułu i czeka mnie jeszcze wariant solo, którego jestem niezmiernie ciekawa. „Smoothies” jest grą kościaną z wykreślanką, która przypadnie do gustu fanom takich gier. Przyznam, że jest to pierwsza taka gra w mojej kolekcji i na pewno nie ostatnia! Okazało się, że lubię wykreślać :D Bardzo polecam Wam tę pyszną grę :)

Cześć! Tym razem mam dla Was moją opinię na temat gry od Kukuryku i jest nią „Zakręcone robale”. O tej grze słyszałam mnóstwo dobrego, ale czekałam na odpowiedni moment, aby pokazać ją mojej córce. Gra przeznaczona jest wprawdzie dla dzieci od 5 roku życia, ale 4 latki bez problemu powinny sobie z nią poradzić. Zapraszam!

* Na zdjęciach przedstawiam autentyczną (pierwszą) rozgrywkę z czterolatką. Wiem, że niektóre tafelki są źle ułożone i poprzesuwały się przypadkiem, nie zauważyłam ich, ale była to nasza testowa rozgrywka :)

„Zakręcone robale” są grą przeznaczoną dla dzieci od 5 roku życia i dla 2-4 graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

W pudełku znajdziemy aż 96 tafelków z zakręconymi robalami, instrukcję oraz notes do zapisywania wyników. Tutaj opis będzie krótki, bo absolutnie nie ma o czym pisać :D Wszystkie tafelki są bardzo dobrze wykonane, ilustracje kolorowe i przejrzyste, a notes wystarczy nam na mnóstwo rozgrywek.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Naszym głównym zadaniem jest układanie jak najdłuższych robali, za które otrzymujemy punkty. Im dłuższy robak tym lepiej, ale najkrótszy musi składać się co najmniej z głowy i z ogona. Zwycięzcą jest gracz, który zdobędzie największą ilość punktów. Brzmi prosto? I takie jest! Ale najeży układać nasze tafelki tak, aby pasowały do siebie kolorystycznie i czuwać, aby każdy dołożony tafelek pasował do tych otaczających go.

PODSUMOWANIE

Gra jest świetna! Idealnie sprawdziła się dla mojej córki w wieku 4 lat i 4 miesięcy. Jest to bardzo przyjemna, prosta i lekka gra, w którą gra się szybko i dynamicznie. Oczywiście musimy się zastanowić gdzie ułożyć nasz tafelek z kawałkiem robala, ale nie trwało to u nas szczególnie długo (4 latki nie słyną z ogromnych pokładów cierpliwości :D). Dlatego też nasza pierwsza robaczkowa układanka wygląda jak wygląda. Zabawa była świetna i podobało jej się także układanie „słodkich malutkich robaczków” składających się tylko z głowy i ogona. Uważam, że 4 latki spokojnie sobie z nią poradzą, bo nie ma w niej nic skomplikowanego, należy tylko pamiętać o prostych zasadach i ewentualnie czasem podpowiedzieć dziecku, jeżeli będzie chciało ułożyć tafelek w niedozwolonym miejscu. Robale są kolorowe i naprawdę zakręcone, a plansza która powstaje z rundy na rundy, nieustannie się u nas rozrastała. Nam grało się w nią świetnie i będę polecać ją każdemu :) Rodzice również się przy niej nie znudzą, bo pewnie będziemy szukać taktycznych ruchów, aby stworzyć jak najdłuższego robala :D

Cześć! Dzisiaj chciałabym pokazać Wam grę dla najmłodszych dzieci od wydawnictwa Alexander i jest nią „Złap robala”. Prościutka, przyjemna gra, w której naszym zadaniem jest nakarmić głodne pisklęta. Zapraszam!

„Złap robala” jest grą przeznaczoną dla dzieci od 4 roku życia i dla 2 do 4 graczy.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Zawsze zwracam uwagę na wykonanie gier, szczególnie tych dla dzieci, ponieważ takie gry najczęściej (całkiem przypadkiem) mogą się zniszczyć. I w grze „Złap robala” nie mam się absolutnie do czego przyczepić. Plansza (trawnik) jest gruba i solidna, kostki również wykonano z fajnego materiału. Podobnie gniazda naszych głodomorów i same robale. Robale są jednak dosyć „wiotkie” i podczas wkładania je w podstawki lepiej, aby zrobił to dorosły. Robaczki są również z grubszej tektury, ale są długie i wąskie przez co naprawdę przypadkiem można je uszkodzić podczas montowania. Wszystkie elementy są kolorowe i charakterystyczne dla wydawnictwa Alexander.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Naszym zadaniem jest nakarmienie bardzo głodnych piskląt, które potrzebują naszej pomocy. Musimy wcielić się w rolę ptasiej mamy i zaspokoić głód maluchów. Aby brzuchy były pełne, pisklęta muszą zjeść trzy robale – żółtego, czerwonego oraz niebieskiego. To będzie naszym głównym zadaniem.

Aby nakarmić pisklęta, będziemy musieli rzucać naszymi kostkami tak, aby wpadały trzy części robaka w danym kolorze: ogon, tułów oraz głowa. Jeżeli nam się to uda, zabieramy robaka i wkładamy go do gniazda. Dodatkowo nasze kostki muszą znaleźć się w obrębie tarczy trawnika, a każdemu z graczy przysługują także dodatkowe rzuty tak zwane „poprawki”.

Możemy zbierać także różnokolorowe robale i kiedy zdobędziemy takie trzy, wtedy możemy wymienić go na robaka w brakującym nam jednolitym kolorze.

Wygrywa zawodnik, który jako pierwszy zbierze trzy jednokolorowe robale.

PODSUMOWANIE

Gra „Złap robala” jest bardzo fajną grą, która świetnie sprawdzi się już dla dzieci od 4 roku życia. Moja córka, która jest właśnie w tym wieku, nie miała najmniejszej trudności z tą grą i bardzo jej się spodobała. Ona ma szczęście do kostek i przy większości rzutów od razu trafiała w jednokolorowe robaki, przez co gra skończyła się bardzo szybko i nawet nie zdążyła zebrać żadnych wielokolorowych robaków. Dodatkowym elementem, który wprowadziła, było karmienie pisklaków w gnieździe. Każdy dostał swojego robala do dzióbka :D Dziecięca wyobraźnia nie zna granic :) Lubię gry, w których znajdują się dodatkowe elementy urozmaicające rozgrywkę, w tym przypadku są to kolorowe robaki. Moim zdaniem takie dodatki bardzo przyciągają dzieci do zabawy, bo nie są to tylko zwykłe pionki i plansza. Gra może być także świetną zabawą nawet dla młodszych dzieci, które poznają kolory, choć w tej grze nie ma ich wiele, ale można się przy tym dobrze bawić.

Cześć! Dzisiaj chciałabym Wam pokazać szybką i bardzo przyjemną grę, jaką jest „Kot Simona. Latający obiad” od MDR. Tego kociaka kojarzą chyba wszyscy, a ilustracje są świetne. Jesteście ciekawi o czym jest ta gra? Zapraszam! :)

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 5 roku życia i dla 2-8 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć około 10 minut.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Gra „Latający obiad”, w której główną rolę gra kot Simona, spodobała mi się od razu. Niewielkich rozmiarów pudełeczko jest bardzo zgrabne, a w środku znajdziemy 60 w bardzo dobrej jakości oraz instrukcję. Ilustracje są urocze, a fani kota Simona będą naprawdę zadowoleni.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

„Kot Simona. Latający obiad” jest bardzo prostą i przyjemną grą już dla najmłodszych. Nawet moja 4 latka świetnie sobie z nią poradziła, bo bardzo lubi motyw znajdywania takich samych elementów.

Kot Simona jest bardzo głodnym kotem, jak to koty mają w zwyczaju. Na stanie mamy dwa takie głodomory i naprawdę ciągle im mało! Dlatego musimy pomóc kocurowi upolować jego obiad.

Na środku stołu układamy wszystkie karty niebieską stroną ku górze Gracz odsłania jedną kartę z ptakami i kładzie ją obok. Naszym zadaniem jest znalezienie takiego samego ptaka na karcie z ptakami, jaki znajduje się na karcie z kotem Simona. Jeżeli żaden z graczy nie zauważy latającego obiadu, odsłaniamy kolejną kartę i jeżeli jest to koniecznie to jeszcze jedną. Wtedy możemy zgarnąć więcej punktów z wielu kart jednocześnie.

W grze znajduje się także karta specjalna „Kot Simona”, a gracz który krzyknie to hasło jako pierwszy, zdobywa wszystkie wyłożone karty z ptakami.

Zwycięzcą zostaje gracz, który zbierze jak najwięcej kart.

PODSUMOWANIE

„Kot Simona. Latający obiad” to króciutka i przyjemna gra, idealna dla dzieci, które szybko się nudzą, a ta zgrabna gra jest dynamiczna i wymaga dużej spostrzegawczości i refleksu, bo kto pierwszy ten lepszy! Jednocześnie musimy się także skupić, bo ptaki na kartach są różnej wielkości i w różnych pozycjach przez co łatwo możemy przegapić prawidłowego ptaka.

Gra jest naprawdę bardzo ładna i świetnie sprawdzi się do szybkich partyjek i jako przerywnik pomiędzy większymi tytułami dla dorosłych. Osobiście bardzo lubię takie gry, które wymagają od nas refleksu i spostrzegawczości, bo wtedy walka jest bardzo zacięta, zazwyczaj kiedy grają nieco starsi zawodnicy i za wszelką cenę chcą wygrać :D Z córką gramy na spokojnie, ale i tak zazwyczaj pierwsza znajduje ptaki dla kota Simona. Jak już wspominałam wcześniej, utrudnieniem są tutaj różnie pozycje i rozmiary ptaków, ale z kolei ułatwieniem jest to, że jest ich niewiele na karcie, w porównaniu do innych gier tego typu. Karty są moim zdaniem odpowiedniej wielkości – nie za duże, nie za małe, a plusem gry jest także mały rozmiar, do jednego pudełka spokojnie zmieszczą się nawet dwie talie gier z serii z kotem Simona.

„Latający obiad” polecam szczególnie dzieciom, które szybko się nudzą i lubią szybkie oraz dynamiczne rozgrywki, w których ciągle się coś dzieje. Do tego okraszone świetnymi ilustracjami ze znanym kotem sprawdzą się idealnie.

Bardzo się cieszę, że „Kot Simona. Latający obiad” trafił w nasze ręce i bardzo dziękuję wydawnictwu MDR za taką możliwość. Do testów mam jeszcze dwie gry z tej serii – wyczekujcie recenzji :D

Hej! Dzisiaj przychodzę do Was z recenzją świetnej gry imprezowej, którą jest „Bazgroll” od Foxgames. Gra jest banalnie prosta, a zasad nauczy się każdy w 3 minuty. Gwarantuję Wam świetną zabawę i mnóstwo śmiechu!

Gra przeznaczona jest dla dzieci od 8 roku życia i dla 3-6 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjnie 20 minut. Dla zabawy można grać też w 2 osoby, wtedy po prostu trzeba pominąć kwestię punktacji.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

Gra jest wykonana bardzo, naprawdę bardzo porządnie. Wielkie kostki są świetne i trwałe, pisaki również szybko się nie wypiszą (uwierzcie, przerobiłam ich już mnóstwo :D), a karty do wypisywania haseł zrobione są z grubej tektury (kartonu, zawsze mam problem z tym jak to nazwać, ale na pewno wiecie o co chodzi :D). W pudełku znajdziemy wielkie kolorowe kostki, suchościeralne pisaki, karty do pisania haseł, dwustronne karty z hasłami oraz klepsydrę.

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Jeżeli lubicie kalambury i świetną zabawę, ta gra będzie zdecydowanie strzałem w 10! Bazgroll jest banalnie prosty i po pierwszym przeczytaniu instrukcji, nie będziecie w nią więcej zaglądać, a tłumaczenie zasad innym osobom zajmie Wam kilka chwil.

Każdy z graczy otrzymuje kartę z hasłem i wszyscy jednocześnie rysujemy nasze podpowiedzi na kostkach. Mamy na to ograniczony czas, który odmierza klepsydra. Następnie rzucamy naszymi kośćmi i nie możemy ich obracać, dotykać i przesuwać – możemy tylko obserwować je z każdej strony. Pierwsza osoba, która napisze na swojej karcie wszystkie hasła mówi STOP i odlicza do 10. Na koniec sprawdzacie odpowiedzi i przyznajecie punkty.

Trzeba pamiętać o tym, że nam także powinno zależeć na tym, aby inni gracze odgadnęli nasze hasło, dostajemy za to dodatkowe punkty!

PODSUMOWANIE

Bazgroll to jedna z moich ulubionych gier imprezowych. Jak widzicie na zdjęciach, moje rysunki zdecydowanie nie należą do wybitnych, ale staram się jak mogę. Hasła, mimo tego że w większości są proste i w teorii wiemy jak to narysować, w praktyce wygląda to zupełnie inaczej :D. Podczas grania z przyjaciółmi płakaliśmy ze śmiechu. Odpowiedzi były czasem tak komiczne i niewiarygodne, że naprawdę nie mogłam wytrzymać ze śmiechu :D Każdy tak naprawdę widział co chciał na danej kostce i prawdziwe odpowiedzi nie stały nawet obok tych zapisanych na naszych kartach. Rysowanie w stresie także dodaje wielu emocji, bo musimy wyrobić się przed czasem i jakoś te nasze bazgroły ogarnąć, aby także zdobyć punkt. Bazgroll jest naprawdę świetną grą, polecam ją każdemu do zabawy w większym gronie! Sprawdza się wtedy świetnie.

Cześć! Dzisiaj chciałabym Wam pokazać grę, która absolutnie mnie urzekła. Nie tylko samą tematyką, ale także wykonaniem i świetnymi ilustracjami. Już sam opis z tyłu pudełka bardzo zachęcił do szybkiego przetestowania tej gry. Zapraszam!

Stwory z obory” od Muduko jest grą przeznaczoną dla osób od 13 roku życia oraz dla 2-5 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjne 30 minut.

ZAWARTOŚĆ PUDEŁKA I WYKONANIE

W pudełku znajdziemy mnóstwo żetonów, karty i inne niezbędne elementy potrzebne do rozgrywki. „Stwory z obory” wykonane są bardzo dobrze, żetony są grube podobnie jak i karty. Szybko się nie zniszczą, a włożenie ich w odpowiednie folie na pewno da im życie wieczne. Żetony są małe i trzeba uważać, żeby przypadkiem się nie zgubiły. Ja już jeden znalazłam pod łóżkiem :D

O CO W TEJ GRZE CHODZI?

Naszą wspaniałą wieś, w której wiedziemy spokojny i żywot mlekiem i miodem płynącym, znowu nękają krwiożercze bestie. Nieustraszeni zabójcy potworów już dawno zwinęli interes i słuch o nich zaginął, a my możemy wykorzystać tę szansę, aby nasze imię noszono na ustach przez wieki. Zatem widły w dłoń i do boju! Pora poskromić potwory maści wszelakiej i pokazać wieśniakom, kto jest tutaj prawdziwym bohaterem.

Trzeba jednak pamiętać o tym, aby nie przemęczać się za bardzo, od czasu do czasu przebrać się za potwora i nastraszyć raz jedną, raz drugą wioskę. Ku chwale, oczywiście! W ten sposób nie spadnie nam włos z głowy, a sława urośnie.

Ale nie wszystko jest tak piękne, jakby się mogło wydawać. Interes zwęszyli także inni, dlatego musimy na nich bacznie uważać. Będą nam przeszkadzać, podkładać świnie i utrudniać jak tylko się da.

Celem naszej gry jest zdobycie 7 punktów sławy, a dokonamy tego pokonując potwory lub tworząc zlecenia. Do dyspozycji będziemy mieli przeróżne bronie, narzędzia, eliksiry oraz inne wspomagacze.

PODSUMOWANIE

„Stwory z obory” są dla mnie grą, która bardzo przypomina mi mojego ukochanego Munchkina, ale uproszczonego. I jest to dobre! Dlaczego? Ponieważ kiedy chcemy zagrać w coś na szybko lub przychodzą znajomi i nie mamy zbyt wiele czasu, aby tłumaczyć wszystkie zawiłości i zagadki Munchkina, wyciągamy właśnie „Stwory z obory” i delektujemy się wrednymi zagrywkami i cieszymy ze zwycięstwa.

Pisałam to już wielokrotnie, ale uwielbiam gry, w których możemy przeciwnikowi wbić nóż w plecy i jeszcze się z tego cieszyć. Wszystkie łupy są wtedy nasze, a sakwa zaczyna niebezpiecznie ciążyć. Złośliwe zagrywki, podkładanie świń, oszukiwanie – to wszystko po to, aby zdobyć sławę i tytuł Króla Pogromców Potworów! Czyż to nie brzmi wspaniale? Dla mnie tak :D Fajne jest to, że kiedy nasza postać zginie, możemy grać dalej, jednak zaczynamy z pustym kontem, ale cały nasz ekwipunek zostaje, więc możemy walczyć dalej. Dlatego musimy uważać, aby nie dać przeciwnikowi absolutnie żadnej satysfakcji! :D