Author

Nolijka

Browsing

Tym razem chciałam Wam pokazać trzy komiksy dla najmłodszych czytelników od wydawnictwa Egmont Polska, Świat Komiksu. Są to “Wspólne życie”, “Pan Borsuk i pani Lisica. Jestem sobą” oraz “Dziobak Toto i kryształowe siostry”. Uwielbiam wszystkie te komiksy, a pochodzą one z serii “Mój pierwszy komiks 5+”. Zgadzam się z tym stwierdzeniem przy Rodzinie Borsuków i Lisów, ale przy Toto mam pewne obawy, ponieważ kreska jest dość specyficzna i miejscami może być straszna dla pięciolatków. Dla mnie jest genialna, mroczna, niepokojąca, podobnie jak sama fabuła. Ale wiadomo, każde dziecko jest inne, a to są tylko moje przemyślenia. Niemniej, seria o dziobaku Toto ma specjalne miejsce w moim sercu właśnie na swoją wyjątkowość i nietuzinkowość.

Komiksy o uroczej i ciepłej rodzince Borsuków i Lisów zdecydowanie mogę polecić do czytania z dziećmi na początek. Każdy komiks niesie ze sobą mądre przesłanie, kreska i ilustracje są bardzo ciepłe, przyjemne dla oka i jasne, a historie wciągające i proste. Pokazują, że warto jest być sobą, jak żyć w grupie, porusza ważne tematy i opowiada o szczególnych wartościach, które przydadzą się w życiu codziennym. Ta niecodzienna rodzinka ma wiele zabawnych przygód, ale nie obejdzie się bez zgrzytów i kłótni, jak to w życiu bywa. Ale dzięki mądrym rodzicom i ich radom oraz naukom, dzieciom z pewnością prościej będzie zrozumieć otaczający ich świat. Rodzina jest liczna i niespotykana, dlatego mierzą się z różnymi problemami. Na szczęście wszystko da się rozwiązać i wychodzi im to doskonale.

Natomiast jeśli chodzi o dziobaka Toto… oj tym razem nie było miło. Pogniewał się na swoich najlepszych przyjaciół, powiedział o kilka słów za dużo, a wszystko przez sen i kryształowe siostry, które nie zdążyły dokończyć swojej myśli. Przygoda go wzywa, a on jest w potrzasku! Toto ma fantastycznych przyjaciół, a ta mieszanka to doskonałe połączenie osobowości.

[WSPÓŁPRACA BARTEROWA]

Jeśli lubicie rośliny maści wszelakiej, ta gra może się Wam spodobać! Oczywiście nie jest to żaden wyznacznik, ale zawsze bliżej zainteresowań i pasji. Dzisiaj przychodzę do Was z kolejną grą planszową, która na stałe zagości na naszym stole. “Bonsai” od wydawnictwa FoxGames to przepiękna gra abstrakcyjna (czyli taka pozbawiona fabuły, a opierająca się na strategii i podejmowanych przez gracz decyzjach). Naszym zadaniem będzie stworzenie najpiękniejszego drzewka Bonsai, a do tego użyjemy niezbędnych żetonów.

“Bonsai” jest kolorową, prostą, szybką i niezwykle komfortową grą. Nie ma tutaj żadnej interakcji z innymi graczami, poza dobieraniem kart, które niechcący możemy komuś podebrać. Aby nasze drzewko rosło, owocowało czy miało piękne kwiaty, będziemy używali do tego kart, aby uzyskać dodatkowe ruchy i żetony (faza medytacji) lub powiększać bonsai o dodatkowe kafelki (faza kultywacji). I w zasadzie tyle! Jak widzicie, brzmi banalnie i takie też właśnie jest. Instrukcja klarownie wyjaśnia całą rozgrywkę, nie będziecie mieć z niczym problemów. Aby wygrać trzeba zbierać płytki celów, które mniej więcej podpowiedzą jak kształtować nasze drzewko.

“Bonsai” to gra skierowana dla 1-4 graczy od 8 roku życia. Jedna rozgrywka powinna zająć około 40 minut.

Jeśli macie ochotę zagrać samodzielnie, gra zaproponuje Wam gotowe scenariusze. “Bonsai” to lekka planszówka. Nie zmęczy Was złożonością, a odpręży i zrelaksuje. Jakość wykonania jest bardzo dobra, nie mam się do czego przyczepić. Wszystkie elementy są solidne, kolorowe i urocze. Nam gra się bardzo dobrze, mąż uwielbia drzewka bonsai więc klimatycznie to strzał w dziesiątkę. Grę rozkłada się szybko, szybko się też pakuje, a wiem czasem jakie to ważne, szczególnie przy ograniczonym czasie wolnym. My jesteśmy na tak! Relaks przy “Bonsai” jest doskonały.

[WSPÓŁPRACA BARTEROWA] z wydawnictwem FoxGames.

Minecraft kojarzy się przede wszystkim z grą komputerową. To jasne, od tego wszystko się zaczęło! Jednak obecnie uniwersum Minecrafta rozrosło się tak bardzo, że gadżety, książki, gry planszowe, maskotki, puzzle i wiele wiele innych związanych z MC, są na porządku dziennym.

Jestem graczem i gram sporo, nie jestem w stanie wybrać też jednej ulubionej gry, ale jestem z nimi związana od dziecka, w zasadzie od szkraba. Commodore mieliśmy bardzo wcześnie, a dalej już popłynęło. Nie uważam też, że gry są szkodliwe. Wiecie, zdradzę Wam sekret: wszystko w nadmiarze jest szkodliwe. Rozsądek to podstawa i ja tego się trzymam. 

Moja córka i mąż grają w Minecrafta razem i osobno. Ja nie gram (jeszcze), mam inne priorytetowe gry do rozegrania, ale na wszystko przyjdzie pora. Mąż i córka mają swoją grę, wspólny czas i bardzo to lubią, a ja cieszę się ich radością. 

Książek ze świata Minecrafta mamy mnóstwo, a ich różnorodność i dostępność ciągle rośnie. Dla mnie to świetna sprawa, dla fanów jeszcze lepsza. 

Dzisiaj chciałabym pokazać Wam “Podręcznik dla początkujących. Poznaj tryb przetrwania i tryb kreatywny” oraz tłuściutką księgę “Kopalnia projektów”, w której znajdziecie ponad 70 przepięknych i zadziwiających inspiracji! Ta gruba i ciężka książka jest przepięknie wydana, błyszczące zdobienia prezentują się cudownie, a środek robi wrażenie. I niech mi ktoś napisze, że Minecraft nie wyzwala potencjału! “Kopalnia projektów” ma niecałe 200 stron, jest pełna kolorów i fascynujących budowli. Na początku znajdziecie spis treści, dzięki czemu nie pogubicie się podczas przeglądania.Krótki wstęp, słowniczek i rady dla budowniczych dopełnią całości, a dalej będziecie mogli udać się w niezwykłą podróż przez czas i architekturę. Przy poszczególnych projektach znajdziecie drobne porady i wskazówki dotyczące budowania. 

Jeśli chodzi o “Podręcznik” jest to całkiem nowe wydanie, które świetnie sprawdzi się dla początkujących graczy. Omówi podstawowe i najważniejsze zagadnienia, przedstawi tryby gry, a nawet pokaże kontrolery do gry i opowie o ich sterowaniu! Pomoże stworzyć nowy świat i dosłownie poprowadzi Was za rączkę. Chyba sama skorzystam z tej pozycji podczas mojej pierwszej przygody :D Z taką kompletną pozycją, z pewnością poradzę sobie w trybie przetrwania, a jakże!

[WSPÓŁPRACA BARTEROWA] z wydawnictwem HarperKids Polska.

Szarlatani z Pasikurowic to gra planszowa, w której zakochałam się w chwilę po otworzeniu pudełka. Zresztą już sama ilustracja mocno mnie zauroczyła, a środek sprawił, że chciałam w tę grę zagrać natychmiast. Kolorowe kociołki, masa klimatycznych żetonów, woreczki, kryształki, kafelki w kształcie ksiąg (!) – jak tu nie polubić Szarlatanów przy samym tylko rozpakowaniu?

Planszówka niesamowicie przypadła mi do gustu także po pierwszej rozgrywce, a po kilku kolejnych wiedziałam, że stanie się jednym z moich ulubieńców. Po pierwsze ze względu na magiczny klimat, po drugie ze względu na ilustracje, po trzecie tematyka gry, a najważniejsze – mnóstwo wariantów i tak wiele możliwości! Gra z pewnością nie należy do powtarzalnych i będziecie się świetnie bawić przez wiele rozgrywek. Szarlatani są oczywiście grą mocno losową, ponieważ żetony losujemy z czarnych woreczków i tak naprawdę nigdy nie wiemy kiedy nasz eliksir wybuchnie, ale decyzja o ryzykowaniu jest nasza.

W tej planszówce wcielamy się w rolę szarlatanów i naszym zadaniem będzie uwarzenie najznakomitszej mikstury leczniczej. Należy jednak być uważnym i nie przesadzić z dodawaniem wielu składników, ponieważ mikstura zrobi BUM i tyle z naszych przechwałek i imponowaniu innym. Dzięki warzeniu eliksirów będziemy zdobywać punkty zwycięstwa, dodatkowe składniki i kryształki. W grze biorą także udział karty wróżek, które co rundę dodają ciekawe akcje. Rozgrywka trwa 9 rund, które lecą zdecydowanie za szybko!

Szarlatani z Pasikurowic to gra planszowa, która doskonale trafiła w mój klimat fabularny, wizualny i trybu rozgrywki. Jest po prostu świetna, podoba mi się w niej wszystko. Dodatkowo jej zasady są naprawdę bardzo proste, intuicyjne, jasne i po prostu bardzo przyjemnie się w nią gra.

Gra przeznaczona jest dla 2 do 4 graczy i dla dzieci od 10 roku życia. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjnie 45 minut.

[WSPÓŁPRACA BARTEROWA] z wydawnictwem G3.

Marvel Zombies” od wydawnictwa Portal Games to nasza pierwsza gra z kultowej serii Zombicide, której ciężkie pudełko wypchane jest po brzegi samym dobrem. Gra robi ogromne wrażenie już od samego początku, ilość figurek jest ogromna, a samo wykonanie jest na świetnym poziomie. 

Marvel Zombies to gra kooperacyjna dla 1-6 graczy od 14 roku życia, a jedna rozgrywka powinna zająć około 60 minut. Nie jest to planszówka, w której będziecie musieli wysilać swoje szare komórki do granic możliwości, ale wspólnie (lub pojedynkę), trzeba będzie mieć dobrą strategię, aby nie polec na polu bitwy.

Zasady gry nie są trudne, a instrukcja może na początku zmrozić. Nas zmroziła, ale szybko okazało się, że większość to scenariusze do gry i od razu kamień spadł nam z serca. Zaczęliśmy od samego początku, jako laicy w temacie, co było bardzo w porządku, przeszliśmy przez pierwszy i drugi poziom bez większych problemów. W instrukcji dostępny jest także samouczek, którego także nie pominęliśmy. Dla osób, które mają pierwszy raz styczność z serią Zombicide, jest to bardzo dobre rozwiązanie. Instrukcja także jest szczegółowa i dokładna, nie pogubicie się grając w tę planszówkę, a jeśli jesteście fanami Marvela i lubicie współpracować, to będzie dla Was strzał w dziesiątkę.

Bohaterami są zombiaki i to Wy nimi jesteście! Wcielcie się w swoich ulubionych bohaterów, pokonujcie wrogów, pożerajcie postronnych i zaspokajajcie głód, a zwycięstwo będzie Wasze. Inaczej czeka zguba.

Osobiście jestem pod dużym wrażeniem tego, jak gra jest wykonana. Nie będę ukrywać, że w naszej kolekcji nie posiadamy zbyt wiele gier z tak dużą ilością figurek. Bardzo mi się podobają i stanowią ciekawy element gry, a plansze gracza dopełniają całości. W środku pudła (bo pudełko brzmi śmiesznie) znajdziecie jeszcze żetony, kostki oraz karty, a wszystko ma swoje miejsce.

Nasze wrażenia z gry są pozytywne i rozegraliśmy już kilka scenariuszy. Nie zawsze było łatwo, czasem coś zrobiliśmy bardzo źle i wyszło jak wyszło, a namnażanie przeciwników może przyprawić o zawrót głowy. Jeśli choć jeden z naszych bohaterów zginie, od razu przegrywamy całą rozgrywkę, dlatego ważne jest, aby dbać o wszystkich członków drużyny i konsultować swoje ruchy.

Jeśli lubicie Marvela, lubicie zombie, a kooperacja to Wasze drugie imię, ta gra będzie dla Was ideałem. Dajcie znać czy graliście w inne odsłony Zombiecide, czy może tak jak my, jesteście początkujący w tym temacie?

[WSPÓŁPRACA BARTEROWA]

Bardzo chcę pokazać Wam Was z jedną z fajniejszych gier, w jakie ostatnio miałam przyjemność grać z mężem. Tak bardzo wciągnęliśmy się w “Plemiona Wiatru”, że partyjki były na porządku dziennym. Codziennie. Po kilka. Serio! Gra zachwyciła nas nie tylko wizualnie, ale także fabularnie i z pewnością zostanie ona jedną z naszych ulubionych.

“Plemiona Wiatru” od wydawnictwa Lucky Duck to gra dla 2 do 5 graczy od 14 roku życia. Jedna rozgrywka powinna zająć orientacyjnie 20 minut/gracz. Nam zeszło oczywiście dłużej, lubimy się delektować grą, ale im dłużej graliśmy, tym szło nam to sprawniej. Jest to oczywiście naturalna kolej rzeczy, więc nic nowego tutaj nie odkryłam.

Do wykonania “Plemion Wiatru” nie mam żadnych zastrzeżeń. Drewniane elementy, solidne żetony, grube i ładne kafelki. Kolorowe karty, czytelne ilustracje i przejrzysta, lekka instrukcja sprawiają, że nic tylko grać! W dużym i wypełnionym po brzegi pudełku znajdziemy także plastikowe podstawki na karty. Jest to ogromny plus, ale też ma duże znaczenie podczas rozgrywki. Każdy z graczy otrzyma także swoją dużą planszę i niezbędne do gry komponenty. “Plemiona Wiatru” zajmują sporo miejsca po rozłożeniu, nie jest to oczywiście planszówka do plecaka.

Jaki jest zatem cel gry? W skrócie: ludzkość jak zawsze wszystko zepsuła i skaziła świat, niszcząc przy okazji wszystkie formy życia. Nielicznym grupom udało się przetrwać w nieskażonych obszarach i chronią się dzięki osadom zbudowanym w koronach drzew. Nazywają się Plemionami wiatru i uciekają przed skażeniem po niebie. Naszym zadaniem będzie walka ze skażeniem za pomocą magii żywiołów (woda, ziemia, ogień, powietrze) i dbanie o tę garstkę, której udało się przetrwać.

W grze nie ma negatywnej interakcji. Każdy dba o siebie, a jedyne co będzie tutaj negatywne to podbieranie sobie kart ze stosu dobierania. Może to denerwować, ale jest to zabawny element rozgrywki. My bardzo luźno podchodzimy do negatywnych interakcji, jakkolwiek to brzmi – mamy wtedy świetną zabawę.

Każdy z graczy będzie dbał o swoją wioskę i prowadził swoją rozgrywkę tak, aby zdobyć jak najwięcej punktów. Jest na to kilka sposobności i każda z nich przynosi inne korzyści. Warto znaleźć swoją taktykę, kombinować i próbować wielu możliwości, bo jest w czym przebierać. Regrywalność jest tutaj duża, nam “Plemiona Wiatru” jeszcze się nie znudziły, choć wiemy już co robić, aby wygrać. Jednak jak już wspomniałam, czasem naszą upatrzoną kartę weźmie przeciwnik i cała nasza misternie upleciona strategia idzie do lasu.

Jesteśmy zachwyceni “Plemionami Wiatru” i z pewnością będziemy grać w większym gronie. W dwie osoby gra się w nią doskonale, nie trzeba długo czekać na swój ruch, wszystko idzie płynnie. Same zasady są proste i nieskomplikowane, szybko można zapamiętać “co z czym”. Lubię takie gry, są przystępne dla każdego i nie zmrożą swoją złożonością. 

Współpraca barterowa z wydawnictwem Lucky Duck.

Chyba każdy z nas przechodził fascynację kosmosem i tym co odległe, przynajmniej tak było w moim przypadku. Jednak za moich dziecięcych lat, nie było pięknie wydanych pozycji o tej tematyce dla najmłodszych czytelników, a nudne i trudne do zrozumienia książki. 

Na szczęście czasy się zmieniły i nasze dzieci mogą przebierać w książkach, których ciągle przybywa. “Lśnij” od wydawnictwa Świetlik, to jedna z tych cudownie ilustrowanych pozycji, która przyciąga już samą okładką, a tytuł jest niezwykle intrygujący. Strasznie mi się podoba, nie tylko wizualnie, ale też i merytorycznie. Nie przytłacza, ilustracje są stonowane i zdecydowanie w moim klimacie. Ale czy spodoba się dzieciom? Tak! Jak już wspominałam, nie znajdziecie tam nudnych wywodów, lecz zwięzłe i wciągające opowieści nie tylko o planetach. 

Ten przewodnik po nocnym niebie nie skupia się na jednym, oczywistym. Będzie księżyc, słońce, planety (wybrane), ale także gwiazda polarna, kometa Halleya, droga mleczna czy Syriusz. 

W środku znajdziecie mnóstwo ciekawostek podzielonych w ramkach, wzmianki z przeszłości, historii i inne. Ich ogromnym plusem jest to, że są krótkie. Dla dzieci to ważne, szybko się nudzą i ciężko skupić ich uwagę w jednym miejscu na dłużej. Tutaj nie będzie tego problemu. Po książce można skakać z miejsca w miejsce i wybierać fragmenty, które przyciągają najbardziej. 

“Lśnij” to przepięknie wydana pozycja, w twardej oprawie i z ilustracjami, które zapadają w pamięć. Jej największym plusem są krótkie i zwięzłe teksty, ciekawy układ czy przeróżne wzmianki rozsiane po całej książce. Na końcu znajdziecie przydatny słowniczek z wybranymi terminami. 

Współpraca barterowa z wydawnictwem Świetlik. Autorami książki są Noelia Gonzalez oraz Sara Boccaccini Meadows. 

Jeśli książka Was zainteresowała, zachęcam do zerknięcia na CENEO.

Dzisiaj przychodzę do Was z książką dla dziewczyn, która nastawia pozytywnie do przeżywania okresu. “Poradnik pozytywnego przeżywania okresu. Wszystko o miesiączce” to bardzo praktyczna pozycja, w której znajdziecie niezbędne informacje na temat menstruacji i nie tylko. 

Książka jest kolorowa, bardzo przyjemna dla oka, czytelna i obrazowa. Odpowie na mnóstwo pytań, dostarczy szczere i przydatne porady, a na końcu znajdziecie słowniczek oraz indeks, dzięki którym poruszanie się po tej pozycji nie sprawi Wam żadnej trudności. 

“Wszystko o miesiączce” stara nastroić pozytywnie choć wiadomo, że nie wszystko jest malowane w jasnych barwach i cięższe rozdziały również znajdziecie w środku. W tej książce nie ma nudy, nie ma suchych faktów, których czytanie sprawi, że zaśniecie. Jest napisana naprawdę fajnie, lekko i przyjemnie, a wstawki w postaci “Moja historia” bardzo ją urozmaicają i pokazują przykłady wzięte z życia. 

Poradnik przeprowadzi Was przez podstawy, obrazowo przedstawi wnętrze ciała, skupi się także na okresie w praktyce i okresopozytywności. Przykłady zaczerpnięte są z życia codziennego, książka podpowie także jak radzić sobie w szkole, jak w ogóle rozmawiać o miesiączce i wróci do przeszłości wspominając, jak wstydliwy był to kiedyś temat. Obecnie nadal jest to poniekąd temat “tabu”, choć zdecydowanie nie można tego porównywać do ubiegłych lat. Jest lepiej, ale jeszcze nie idealnie. 

Dobrze że powstają takie książki, które nie straszną, a wręcz zachęcają do głębszego zapoznania się z tematem. Świetna pozycja dla dorastających dziewczyn. 

Współpraca barterowa z wydawnictwem Nasza Księgarnia. Autorką książki jest Chella Quint. Ilustracje stworzyła Giovana Medeiros.

Jeśli książka Was zainteresowała, zachęcam do zerknięcia na CENEO.

Na nasz stół trafiły niedawno “Podwodne miasta”, które są grą typu euro. Jedna rozgrywka powinna zająć około 80 minut, a nam zeszło dwa razy tyle, co świadczy tylko o tym, jak mało mamy do czynienia z takimi grami, ale też i o tym, że “Podwodne miasta” to wymagający przeciwnik. Z pewnością zostanie jednym z ulubieńców i na stałe wpisze się w nasz planszowy repertuar. Dzięki temu nabierzemy większej wprawy i po kilkuset rozgrywkach, z pewnością dotrzemy do tego „40 minut na gracza” ;)

„Podwodne miasta” od wydawnictwa Portal Games to gra skierowana dla osób od 14 roku życia i dla 1 do 4 graczy. Jedna rozgrywka powinna zająć od 40 do 160 minut w zależności od ilości zawodników.

Zasady wydadzą się Wam banalne chwilę po tym, kiedy tylko je zrozumiecie i się z nimi zapoznacie. Nie ma tutaj głębszej filozofii, zagrywacie karty, zdobywacie surowce i budujecie swoje podwodne miasto. Gry typu euro charakteryzują się niewielką interakcją pomiędzy graczami, tutaj nie uświadczycie jej wcale. Choć ja kocham gry, w których można wbijać sobie nóż w plecy, tak tutaj skupiam się na rozbudowie mojego miasta i zasobach. Są one bardzo ważne, nie tylko dają punkty na koniec gry, ale przede wszystkim możemy za nie kupować budynki, tunele czy ulepszenia. Uwielbiam zbieractwo, więc takie planszówki są dla mnie idealne.

Nie będę tłumaczyć Wam zasad, bo są one cudownie opisane w instrukcji, nie ma sensu jej przepisywać. Skupię się na grze ogólnie, aby każdy mógł zadecydować, czy to planszówka dla niego. Gra wymaga dużej powierzchni, aby rozłożyć planszę i wszystkie komponenty oraz planszetki gracza. Rozgrywka jest długa, niezwykle przyjemna, satysfakcjonująca i naprawdę trzeba przy niej myśleć! Losowość występuje przy dobieraniu kart, a wszystkimi pozostałymi ruchami dysponujemy sami. Nasza decyzyjność jest tutaj kluczowa, a czasem pochopne posunięcia mogą zniweczyć cały majestatyczny plan. Można wybrać wiele dróg rozwoju, gra jest mocno regrywalna i daje mnóstwo możliwości. Bardzo przypadła nam do gustu, zdecydowanie brakował takiej planszówki w naszej domowej kolekcji.

Wizualnie także jestem na tak, nie mam do niej żadnych zastrzeżeń. Bardzo podobają mi się kopuły/miasta oraz budynki., są kolorowe i błyszczące. Czego chcieć więcej? Jedynie plansze gracza mogłyby być ciut grubsze, ale z drugiej strony leżą w jednym miejscu przez całą grę, raczej nic im się nie stanie przy odpowiednim użytkowaniu. Wszak nikt rzucać nimi nie zamierza, chyba że ktoś tutaj nie potrafi przegrywać, wtedy nie odpowiadam za trwałość materiału. Ponadto w środku znajdziecie mnóstwo komponentów! Od kopuł po kolorowe budynki, karty i masę żetonów. Uwielbiam zbieractwo, a „Podwodne miasta” mocno przypadły nam do gustu. Moim zdaniem jest świetna na dwóch zawodników, gra się doskonale, a niebawem przetestujemy ją także w większym gronie, choć czuję, że może być zdecydowanie ciężej ze względu na ograniczoną liczbę ruchów w danej turze.

Grę do recenzji otrzymałam dzięki współpracy barterowej z wydawnictwem Portal Games. Serdecznie dziękuję!

“Babel” pióra Rebecci F. Kuang to książka wyjątkowa, poruszająca tak wiele ważnych tematów, obok których nie można i nie powinno się przejść obojętnie. Choć dotyczy dawnych czasów, mam wrażenie, że mimo wszystko świat utknął gdzieś pomiędzy. 

Rasizm jest czymś dla mnie osobiście niepojętym i nigdy go nie zrozumiem, ponieważ nie ma on dla mnie jakiegokolwiek sensu i racji bytu. W książce jest tak klarowny, że aż boli. Nie dotyczy to tylko koloru skóry, czy pochodzenia, ale też płci. Kobiety uznawano za gorsze i niegodne, a zniesienie niewolnictwa nie każdemu było w smak. To tylko ułamek góry lodowej tematów, jakie autorka porusza w swojej najnowszej książce “Babel”. 

Tomiszcze jest naprawdę potężne i przepięknie wydane. Pokochałam tę książkę już od pierwszych stron i dałam się ponieść cudownej opowieści o nauce, tłumaczeniach, językach i magii, która w wyjątkowy sposób pojawia się w książce. Nośnikiem jest srebro, a kluczem słowa, którymi nie każdy potrafi władać dogłębnie. Aby poznać jakiś język na każdej płaszczyźnie, trzeba w nim także śnić i nie chodzi tutaj tylko o język ojczysty, naturalnie. 

Dzieci o wyjątkowych zdolnościach były wyrwane ze swojego życia, aby móc kształcić się pod okiem wymagających profesorów łaciny, greki i szlifować najważniejsze umiejętności. Studia na Oxfordzie to prestiż o jakim mogli marzyć tylko nieliczny, a Robin do nich należał. Choć jego dzieciństwo nie należało do najszczęśliwszych, wydawałoby się, że los jaki został mu podarowany to dar. I tak właśnie było, dopóki Robin nie zaczął myśleć samodzielnie. 

“Babel” to fascynująca książka, to powiew świeżości i bardzo interesujące przedstawienie magii. Jednak co przeraża mnie w tej książce najbardziej to to, że wiele rzeczy można przenieść w nasze czasy i poczuć jedynie gorycz i rozczarowanie tym, że postęp się gdzieś zatrzymał i poszedł w złym kierunku. “Babel” daje do myślenia i wymaga skupienia podczas czytania. 

Współpraca barterowa z wydawnictwem Fabryka Słów.